Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2018

Jambes i park przy cytadeli

Obraz
Żałuję, ze jednak nie włączyłam trackera, miałbym przynajmniej zapis trasy i przewyższenia. Ale i tak w miarę wiernie odtworzyłam na googlowskiej mapie trasę dzisiejszej wycieczki. Wybrałam się na południe, do Jambes, żeby zobaczyć mieszkanie co do którego korespondowałam z panią w piątek wieczorem. Jak widać Moyrakowe zdjęcie z wystawy, z uśmiechem na pysku i złotym medalem na szyi zmiękczyło podejście właścicielki i zgodziła się pokazać mi mieszkanie w środę. Ale ponieważ do środy jest trochę czasu chciałam się dowiedzieć więcej niż pokazuje mapa. W jedną stronę pojechałam autobusem. Jednak zapowiadali deszcze, silne burze i nie wiadomo co jeszcze, a mój plan był dość ambitny. Bilet na autobus to 2,5 euro. Uznawszy cenę za nieakceptowalną postanowiłam wrócić pieszo choćby prało żabami.  Okolica przy samym budynku taka sobie. Żwirek na podjeździe (ale że Moyra wychowana z kotem za szczeniaka, to i na żwirku sikać potrafi). Później trzeba przejść jakieś 50 m wzdłuż ulicy i r

O spacerze po parku i sklepie z meblami. I o czarnym podpalanym hovawarcie.

Obraz
Jak zaplanowałam tak zrobiłam. Wstałam skoro świt o 9:15, doprowadziłam się do stanu w którym można pokazać się ludziom i zebrałam się na zakupy. Najpierw targ. Już wiem, że najlepiej jest przyjść trochę później, wtedy są niższe ceny.  No i były. Jak się okazało truskawki były tak przecenione, że niechcący kupiłam półtora kg zamiast pół. Nie wiem jak to się stało, nie zrozumiałam, potwierdziłam, a później nie zauważyłam. Choć siatka do której miły pan zapakował mi zakupy faktycznie wydawała się podejrzanie ciężka.  No dobra. Dziś przez cały dzień będę jeść truskawki.  Później wybrałam się do Bouge. Sklep z meblami faktycznie był tam, gdzie pan Le napisał że będzie. Tylko był zamknięty. W sobotę otwierają go od 14 do 18. Powrót do domu nie miał sensu, więc skoro już byłam w Bouge, postanowiłam wybrać się do parku, którym zachwycał się Félicien.  Jakieś 30 minut później dotarłam do bramy. Nareszcie! Teren porównywalny chyba z krakowskim Zakrzówkiem. Może mniejszy,

O mieszkaniu (a raczej jego ciągłym braku), o pierwszych eksperymentach i planach na wywrócenie wszystkiego do góry nogami.

Obraz
Najpierw o mieszkaniu, bo to pewnie bardziej ciekawe. Jedno miało szansę wypalić.  Żeby była jasność o co chodzi, wrzucam fotki.  Super wyposażona kuchnia, mieszkanie śliczne. Na dwóch ścianach ogromne okna, do tego wspólny z innymi mieszkańcami ogród.  Niestety nie przejdzie. Umowa jest tak skonstruowana, że podpisując ją ryzykowałabym wartość półrocznych opłat.  Nie mam na to odwagi.  Na chwilę obecną mogłam/mogłabym mieć dwa mieszkania, które jednak mają swoje wady. (A może nie ma się nad czym zastanawiać, bo są już wynajęte?) W poniedziałek jadę oglądać dom, w środę być może fajnie położone mieszkanie - o ile pierwszy podawany przez google po francusku opis rasy "hovawart" nie przerazi właścicielki.  I o ile nie wynajmie tego mieszkania ktoś przede mną. Tak czy inaczej środa będzie decydująca. Jeśli do tego czasu nic nie znajdę, przyjazd Joshuy i Moyry trzeba będzie przełożyć.  W ogłoszeniach jest coś jeszcze, co zwróciło moją uwagę, ale d

Szukania lokum ciąg dalszy

Obraz
Jak pisałam wczoraj, nastawiłam się na Namur, ewentualnie Jambes przy samej cytadeli. Właściwie, to jedyne rozpatrywane lokalizacje to okolice parku przy uniwersytecie i cytadela.  Znalazłam jakieś 7 mieszkań spełniających moje kryteria, wysłałam maila napisanego przez Djona i wcale się nie zdziwiłam, kiedy zaczęły spływać odpowiedzi.  Najpierw takie, że nie z psem. Później jedna, że ok i kiedy chcę zobaczyć mieszkanie. Umówiłam się na jutro na 15:30.  Później jedna, którą uznałam za absolutnie nieakceptowalną: bez odpowiedzi na moje pytania, za to z listą oczekiwań: potwierdzenie dochodu, rozmowa telefoniczna... Uznałam, że różnice kulturowe nie tłumaczą takiego zachowania, więc odpisałam tylko, że moje zarobki są więcej niż wystarczające, ale wobec tak niegrzecznego traktowania za mieszkanie dziękuję, na rynku jest wiele innych ofert.  A później przyszła Ornella i wywróciła moje poszukiwanie do góry nogami, twierdząc, że lepiej mieszka się na wsi, że dojazd nie jest daleki,

W poszukiwaniu kawałka trawy

Obraz
Na dzisiejszy poranek stanęło na mieszkaniu na Boulevard d'Herbatte.  Na zdjęciu satelitarnym wypatrzyłam duży zielony plac z drzewami i trawą... Wygląda jak super miejsce na spacer z psem.  Ale przed wynajmem chciałam sprawdzić to miejsce, bo w najbliższej okolicy jest tylko jeden, wymierający trawnik po drugiej stronie ulicy, a przecież na beton psa nie wyprowadzę.  Miejsce spacerowe wygląda ciekawie. Zwłaszcza, że na nieogrodzony teren czy do lasu wolno tutaj wchodzić. Pani z pośrednictwa powiedziała "to koniec centrum miasta, dalej jest dużo terenów zielonych"... No są. Na przykład takie:  Znalazłam dróżkę na górę, niestety kawałek dalej była brama: teren prywatny. Tak właściwie to na prywatnych terenach znajduje się całkiem sporo trawy.  A czasem teren nie jest prywatny, ale wtedy jest tak zarośnięty chaszczami, że nie da się przejść   Albo jest stromo w górę/dół i tez nie ma mowy o spacerze.  Nic to - pomyślałam. Przecież

Dom na wsi

Obraz
W sobotni poranek rue de Bruxelles znów przerodziła się w targ. Nie tylko rue de Bruxelles z resztą. Dziś pojechałam oglądać dom na wsi. Okolica i zewnętrze robi bardzo fajne wrażenie. Wadą jest trochę mała "la salle de séjour", ale pomieszczenia mają swój klimat: Nieidealnie gładkie ściany, deski wystające tu i ówdzie dla ozdoby.  Tylko czy to mój styl? I czy nie za daleko do pracy (zwłaszcza dla mojej drugiej połówki)? No ale dom full wypas i ta zieleń i las zaraz obok... Ciężko było zignorować, piekielnie trudno powiedzieć "nie chcę". Zatem dobrze się stało, że kontrakt podpisał ktoś inny. Ponoć chciał na długo, więc lepiej dla właścicielki. Mnie na razie zostaje mieszkanie które oglądałam: jest ładniejsze od  większości wystawionych. Plan był taki, że dziś pójdę szukać spacerników dla Moyraka. Nie wypaliło. Tak otarł mnie but (w tamtym roku było ok), że po powrocie ledwo dotarłam do apteki po plastry! I do sklepu po nowe sandały, bo wciąż jest gorąco

Piątkowy update czyli upchnięte info z całego tygodnia.

Obraz
Nareszcie jest trochę luźniej. Przez chwilę zastanawiałam się czy to praca czy niewolnictwo: w poniedziałek dostałam dane o dwóch projektach do których musiałam przygotować swój wkład.  Normalnie nie byłoby to nic niezwykłego, ale tu wszystko jest nowe. Na początek - ucząc się labowych protokołów sprzęgania cząstek (tym razem złota) z przeciwciałami, przyczynię się do zwiększenia możliwości zastosowania istniejących technik szpitalnych badań laboratoryjnych.  To cel fajny sam w sobie, skróci czas analizy a niekiedy w ogóle umożliwi wykonanie bardzo przydatnych badań i zwiększy szanse pacjentów na przeżycie. A ja przy okazji nauczę się jak produkować przeciwciała do swoich podstawowych celów.  Drugi z przygotowywanych dokumentów dotyczy etyki doświadczeń na myszach: To ostatni moment by wybrać linię myszy i rodzaj nowotworu jakim będziemy się zajmować. Ku mojej radości pomysł z nowotworami trzustki wypadł na dobre.  Do tego wczoraj miałam robić pierwszy eksperyment do pierwsz