W poszukiwaniu kawałka trawy

Na dzisiejszy poranek stanęło na mieszkaniu na Boulevard d'Herbatte. 
Na zdjęciu satelitarnym wypatrzyłam duży zielony plac z drzewami i trawą... Wygląda jak super miejsce na spacer z psem. 
Ale przed wynajmem chciałam sprawdzić to miejsce, bo w najbliższej okolicy jest tylko jeden, wymierający trawnik po drugiej stronie ulicy, a przecież na beton psa nie wyprowadzę. 



Miejsce spacerowe wygląda ciekawie. Zwłaszcza, że na nieogrodzony teren czy do lasu wolno tutaj wchodzić. Pani z pośrednictwa powiedziała "to koniec centrum miasta, dalej jest dużo terenów zielonych"...

No są. Na przykład takie: 


Znalazłam dróżkę na górę, niestety kawałek dalej była brama: teren prywatny. Tak właściwie to na prywatnych terenach znajduje się całkiem sporo trawy. 



A czasem teren nie jest prywatny, ale wtedy jest tak zarośnięty chaszczami, że nie da się przejść Albo jest stromo w górę/dół i tez nie ma mowy o spacerze. 



Nic to - pomyślałam. Przecież nie może tak być, żeby każde źdźbło trawy do kogoś należało i było za płotem. Napewno jak dobrze poszukam, znajdę jakieś wejście i upragnioną łąkę. 

Spacer zajął mi 3,5h. 
Były siatki, płoty, betonowe mury i stromizny. I prywatne ogródki. Niekiedy prześliczne. 


Niekiedy aż zabawne - jak to. Niestety zdjęcie nie oddaje stromizny. 




I kiedy tak łaziłam, zrozumiałam dlaczego nie ma trawników. 
Tu wszystko jest tak pofałdowane, że jeśli już komuś chciało się wyrównać teren pod ulicę dom i może kawałek ogródka, to naprawdę nie miał już ochoty, by zorganizować jeszcze trochę na trawnik. 
Wokół jest przecież dużo zieleni. Co z tego, że za płotem, kiedy cieszy oczy, kiedy słychać śpiew ptaków. 
A że ktoś rozbestwiony krakowskimi spacernikami: 3 minuty od domu chroniony obszar Drwinki, gdzie psy biegają bez smyczy, (tarzają się w trawie, chlapią w tym co kiedyś było strumykiem, poprawiają w piasku, a później w domach ładują na sofy), w zasięgu spaceru chyba 5 parków,  dzika Rżąka, w drugą stronę i trochę dalej spory teren Solvay'u, a w zasięgu samochodu lub autobusu Błonia, chce miejsca na psie spacery... to już naprawdę problem tego kogoś. Tu może czasem znaleźć budynek z trawnikiem, a jak mu mało, to niech mieszka na wsi. 


I tak sobie myśląc szłam dalej,  bo głupio było zawrócić po obejściu 3/4, bo na południu nie ma chyba domów, więc może jednak przy drodze jest jednak jakieś przejście, bo przecież to jeszcze nawet nie Ardeny i nie może być tak źle. 
W końcu doszłam do ściany. 
Dosłownie. 

Gdzieś tam na górze jest ten mój planowany spacernik. Koza by wyszła, my z Moyrakiem nie damy rady.

Nie będzie mieszkania na Boulevard d'Herbatte.
Może to i dobrze, bo choć duże, jasne, z oknami na widok których Amerykanina zatkałoby pewnie na 5 minut (od sufitu do ziemi, cały rząd na dwóch ścianach), to jednak było blisko torów. 
Niestety to oznacza, że ja dalej nie mam mieszkania. 
Jak tak dalej pójdzie, to Joshua wyląduje pod mostem, a Moyra będzie mogła hovawarcić pilnując dobytku. I jestem pewna, że ją by to uszczęśliwiło, to jednak nie mogę sprawić jej tej frajdy. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy