Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2019

Kumulacja pecha

Obraz
Mieliśmy dziś jechać na dwudniowe szkolenie połaczone z imprezą dla "mantrailerów", jak nas ładnie nazwał Roger. Opłaciliśmy pobyt na wiejskiej farmie, pogoda jest dobra.  Mieliśmy, ale nie wyszło: Moyra ma ranę po zabiegu w takim miejscu, że szelek nie założy i z tropienia nici. Chcieliśmy jechać i kupić inne, ale okazało się, że to nie jedyny problem. Ledwo co auto było w serwisie na konieczne wymiany, zostało dokładnie sprawdzone, zrobiliśmy 3000 km w kilka dni. Jeszcze następnego dnia zawiozłam komórki na uczelnię. A kolejnego (w piątek) coś zaczęło chrobotać kiedy dojeżdżałam na uczelnię. Wracałam powoli, wsłuchując się w odgłosy, ale wszystko było ok. Fakt, w dużym ruchu mogłam nie usłyszeć. Dziś rano spakowaliśmy Moyraka żeby jechać po szelki. Nawet nie wyjechaliśmy z "Herbacianej" (nasza ulica to Boulevard d'Herbatte). Dźwięki dobiegające z zawieszenia skutecznie nas zniechęciły do jazdy nawet na niewielką odległość. Na miejsce spotkania nie dojedziem

Zebrany update z kilku tygodni.

Obraz
Właśnie zauważyłam, ze o nowym poście przypominam sobie średnio co dwa tygodnie. Niestety nie zawsze jest czas wysłać... Tym razem obsuwa jest spora, bo choć pisać zaczęłam dwa tygodnie po poprzednim, to "jakoś zeszło".  W pracy było nieźle. Szefowa ostatecznie zaakceptowała wszystkie (poza na razie jednym) moje plany odnośnie doświadczeń na myszach, nawet zmniejszyła dawkę nanocząstek na guza. Pozostało mi docisnąć żeby podawanie zrobić po mojemu (czyli kupić pompę, specjalna strzykawkę i zrobić to bardzo, bardzo powoli, żeby ciśnienie w guzie nie spowodowało jego rozerwania.  Owszem, może być ciężko to osiągnąć, ale zmniejszyć dawkę też było trudno.  Poza tym w pracy wszystko mija powoli i bez zmian - jak miałam obsuwy, tak mam, tylko więcej.  28 jest jednodniowa minikonferencja we Francji. Za friko więc się zapisałam, bo może zaprocentować na przyszłość. Niestety na przeszkodzie stoi moja zdolność do jazdy samochodem przez długi czas. Po wycieczce do Polski wiem,

egzaminy i wycieczki

Obraz
Miałam ciekawy tydzień. Po wcześniejszym tygodniu zakuwania, w poniedziałek pojechałam na zajęcia praktyczne z kursu ze zwierząt laboratoryjnych do Gent, a we wtorek na egzamin.  Na moje wyczucie powinnam go zdać, ale zawsze mogę się mylić. Pytania testowe zawsze można skopać przez pomyłkę zaznaczając nie to co trzeba przez pomyłkę a w opisowych zawsze można jakiegoś szczegółu zapomnieć. Wyników jeszcze nie ma, więc "na wszelki wypadek" zapisałam się więc na kurs po francusku u nas na uczelni. Ale do głowy mi nie przyszło ze będę zmuszona bezproduktywnie odsiedzieć na nim 40 h! Co gorsza obawiam się, że nie wymigam się z niego nawet jeśli zdałam egzamin w Gent.  To wszystko łącznie sprawiło, że tydzień był naprawdę cieżki.  Kampus wydziału weterynarii w Gent Żeby dostać się pociągiem do Gent potrzeba blisko 3 h. Z dworca tez był na kampus spory kawałek, ale o ile spod dworca w piątek wzięłam taksówkę, tak już powrót był trudniejszy (jak już mam czekać na t