Kumulacja pecha

Mieliśmy dziś jechać na dwudniowe szkolenie połaczone z imprezą dla "mantrailerów", jak nas ładnie nazwał Roger. Opłaciliśmy pobyt na wiejskiej farmie, pogoda jest dobra. 
Mieliśmy, ale nie wyszło: Moyra ma ranę po zabiegu w takim miejscu, że szelek nie założy i z tropienia nici. Chcieliśmy jechać i kupić inne, ale okazało się, że to nie jedyny problem. Ledwo co auto było w serwisie na konieczne wymiany, zostało dokładnie sprawdzone, zrobiliśmy 3000 km w kilka dni. Jeszcze następnego dnia zawiozłam komórki na uczelnię. A kolejnego (w piątek) coś zaczęło chrobotać kiedy dojeżdżałam na uczelnię. Wracałam powoli, wsłuchując się w odgłosy, ale wszystko było ok. Fakt, w dużym ruchu mogłam nie usłyszeć. Dziś rano spakowaliśmy Moyraka żeby jechać po szelki. Nawet nie wyjechaliśmy z "Herbacianej" (nasza ulica to Boulevard d'Herbatte). Dźwięki dobiegające z zawieszenia skutecznie nas zniechęciły do jazdy nawet na niewielką odległość. Na miejsce spotkania nie dojedziemy na pewno. Na deser - to chyba kwestia zmęczenia - ja czuję się wciąż ledwo żywa. Długa trasa i załatwienia w biegu to jedno, ale Giacomo i Anne - Catherine wykończyli mnie przez ostatnie dwa dni nie mniej skutecznie niż 12 h jazdy. Czuję się jak Moyra po tropieniu: Najchętniej poszłabym spać.
200 eurasów przepadło, ale bardziej żal mi dwóch dni szkolenia i imprezowania z super ludźmi. Bez auta nie ruszymy się nigdzie w okolicy, nawet duże zakupy będą trudniejsze do zrobienia, bo sensowne sklepy są jednak dość daleko. 

Na pocieszenie tak sobie myślę: Objechaliśmy całą trasę bez problemu. Następnego dnia jeszcze dowiozłam komórki. (Gdyby mi przyszło iść z tym pudłem, pewnie nie dałabym rady i musiałabym kombinować z taksówką). W Posce usunęliśmy paskudztwo z Moyrakowej skóry i załatwiliśmy sporo innych spraw. Za dwa tygodnie na tropienie wszystko się wygoi i będzie dobrze. 
Przepadło mi szkolenie, przepadnie konferencja we Francji. Ale szklanka wciąż jest w połowie pełna. 

Skoro już wstaliśmy rano, a autem jeździć nie chcemy, zabraliśmy Moyrę do parku pieszo. 
Pobawiliśmy się trochę ćwicząc utrzymywanie równowagi na okolicznych kamieniach, wróciliśmy zahaczając o miasto, zrobiliśmy ok 5 km a teraz nie wiem jak Josh, ale ja idę spać. 




A na deser urocze fotki z wczorajszego porannego spaceru w Bouge by Joshua.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy