Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2019

Dzień prawie ostatni i powrót

Obraz
Z powrotem do chałupy było tak: korzystając z wizyty na wyspach chcieliśmy odwiedzić starego (jak to brzmi...) przyjaciela, kolegę jeszcze z czasów krakowskich i erpegowych, który lata temu wyprowadził się do Bydgoszczy, a później skorzystał ze znacznie lepszej oferty pracy. No, ale informatyków (ogólnie rzecz ujmując) biorą na pniu jak leci, więc co miał pracować za złotówki, jak mógł za funty szterlingi. Na początek jednak chcieliśmy skorzystać z możliwości zamoczenia psich łap w kolejnym akwenie wodnym, dla odmiany od - poprzenio - Morza Północnego, a na tym wyjeździe szkockich jezior. Wprawdzie nie byłby to bezpośrednio Atlantyk, a jedynie Morze Irlandzkie, ale jednak. No i tu niewielki zonk: morze sobie odpłynęło. Moyra rozejrzawszy się wokół pogoniła trochę za mewami i innym fruwającym tałatajstwem, wróciliśmy na śniadanie (tym razem tylko kontynentalne, ale zaczynałem mieć wrażenie, że nie dopinam spodni po pierwszych dniach bekonu, jajek, kiełbasek, black puddi

Dni ostatnie: dwa

Obraz
Rano pobudka, wyjazd z hotelu jeszcze zanim pojawi się obsługujący go Chińczyk, i lecimy do odległego zaledwie dziesięć mil Stirling wleźć na Wallace Monument, zanim pojedziemy dalej. Trochę sobie w tym miejscu nie dość dobrze policzyłem czas, za co zapłacić przyszło wieczorem kierowcom jadący z przeciwnego kierunku. A może nie, bo w końcu zakleiłem lampy w aucie; tylko nie wiem czy dobrze. Tymczasem dojechaliśmy, wleźliśmy na górę, oglądnęliśmy, pstryknęliśmy kilka fotek i pojechaliśmy dalej. Park Loch Lomond and the Trossachs jest ciut inny niż typowe dla szkockich wyżyn, schodzi bowiem prawie nad atlantyckie wybrzeże. Nad to ostatnie dotrzeć mieliśmy w nocy, a tymczasem wybraliśmy się na spacer wokół Loch Katrine (no, nie tak w okół co kawałek przy brzegu i oczywiście lekko w górę. Warto, bo widoki są fajne, ale blisko 20st C i słońce zdecydowanie zniechęcają do aktywności fizycznej, nawet głównie nie mnie. Znów pomogły nam maps me, bo oznaczeni

Dni ostatnie wakacji: trzy. W tym dniu: nie jedziemy do kolejnego parku, zwiedzamy jeden zamek, ale już nie drugi ani trzeci, Moyra dostaje swoje pierwsze psie lody.

Obraz
I tak kolejnego dnia szkocka pogoda postanawia znów dać nam psztyczka w nos i popsować plany jazdy do kolejnego parku narodowego, Loch Lomond and the Trossachs, po atlantyckiej stronie wyspy. Założenia były takie, że sobie skoczymy jeszcze pospacerować (zaprawdę zadziwiające określenie, biorąc pod uwagę iż pod koniec poprzedniego wyjścia nawet Ewa miała dość) po kolejnym parku, już prawie w drodze na dół mapy, a na koniec znajdziemy coś do pospacerowania dla mnie - zameczek jakiś, albo cuś... Ponieważ jednak do parku czekało nas trochę jazdy, odwróciliśmy kolejność i pojechaliśmy najpierw do Perth żeby kupić kończącą się psią karmę, (zapas zabraliśmy z domu, ale w dniu wyjazdu kupiliśmy dla testów inne, łagodniejsze dla psich jelit i okazało się dla Moyraka znacznie lepsze, i właśnie to żarcie teraz się kończyło) i znaleźć na szybko coś do oglądnięcia. Wybór dobry - tuż obok znajduje się zamek Scone. Zamek jest właściwie pałacem, ale ponieważ przez ładnych parę stuleci rob