Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2018

Happy Newton's Birthday! - część trzecia

Obraz
Tego dnia na świat przyszło dziecko. Chłopczyk, który kiedy dorósł, zmienił świat. - Sir Isaac Newton. Tymczasem my w końcu mając ładną pogodę zrobiliśmy sobie szybki poranny spacer na plaży i wybraliśmy się do jednego z okolicznych parków w pobliżu Oostkapelle Był las (i sporo spacerowiczów), były wydmy i plaża. I dość zimny wiatr, aż pożałowałam, ze nie zabrałam rękawiczek. Ale było fantastycznie. Później postanowiliśmy zrobić jeszcze małą objazdówkę długaśnymi mostami. Było trochę fajnych widoków, ale to nie Rocky Mountains, żeby robić zatoczki do robienia fotek gdziekolwiek trafi się coś ciekawego. I nawet szyberdachu w naszym C5 nie ma, żeby pstrykać fajne fotki w czasie jazdy... Więc jak chcecie zobaczyć, jedźcie sami. Naszym celem było Zierikzee gdzie wpakowaliśmy się samochodem do centrum pierwszego, deszczowego dnia, w poszukiwaniu "pet friendly" paśnika.  Od razu napiszę: jeśli będziecie w okolicy, nie róbcie tego pod żadnym pozorem

Wesołych świąt! - część druga

Obraz
W wigilię rano Joshua pojechał do Brukseli do pracy. Trochę to było szalone, ale jak stwierdził, inaczej w ogóle nie ruszylibyśmy się z domu, a przejazd do pracy nie zajmie więcej, niż z Namur. My z Moyrakiem wstałyśmy zaraz po wschodzie słońca, około 8:50. Dzień zaczęłyśmy od spaceru po plaży. Było w miarę pusto, więc mogłam puścić nasze bydlę luzem. Połaziłyśmy jakieś półtorej godziny i postanowiłam wrócić do pokoju na śniadanie, obiecując Moyrakowi, że pójdziemy jeszcze na plażę w okolicy pory lunchowej. Niestety w pokoju Moyra odmówiła odpoczywania, a to nie jest dla niej najlepsze. Za to po lunchu zaczęła znikać plaża. Poziom wody podnosił się tak szybko, że omal same nie utknęłyśmy na wyżej położonym kawałku piasku.  Poza tym na plażę wyległo dużo ludzi (część z nich z psami) i większość spaceru musiałyśmy zrobić na smyczy. Choć trafiło się i fajne towarzystwo. Para z dwoma labkami, do których przyłączyłyśmy się na wspólny spacer, kilka innych s

Season's greetings, część pierwsza.

Obraz
Piątek:  Święta z Belgii są krótkie. Jeden dzień - 25 grudnia. Moje szczęście, uczelnia daje więcej - aż do 2 stycznia. Od dwóch miesięcy na te wolne dni czekałam, marzyłam o choć chwili wolnego poza weekendem. Ale o wigilii w Polsce nie może być mowy. Przejazd zajmuje 12 h, przelot - jeśli wziąć pod uwagę całość podróży, jakieś 6 h. No i nasz "emotional support" jest wciąż jakoś mało zsocjalizowany i zbyt terytorialny (dziś obszczekała kelnera podchodzącego do stolika przy oknie w restauracji... siedząc na zewnątrz owej restauracji. Trzeba dodać na jej usprawiedliwienie, że siedziała tam już dobre 10 minut, więc kelner niebezpiecznie zbliżył się do NASZEGO terytorium. Trzeba też dodać, że pracujemy nad ograniczeniem hovawarckiego terytorializmu i nawet osiągnęliśmy w ostatnich dniach pewną poprawę).  Tak czy inaczej uznaliśmy, że musimy odpocząć. Powiedzmy, że nie okażemy w tym roku należnego szacunku tradycji. Pizza nie jest gorsza niż pierogi z kapustą, zupy gr

O spuchniętym pysku, użyczaniu telefonu i o jabłkach w lesie.

Obraz
Zaczęło się już w piątek.  Wyrwałam się z pracy na pocztę. Po drodze mijałam sklep w stylu "wszystko dla psa" którego wcześniej tam nie widziałam. No to jak miałam nie wejść?  A w sklepie była zabawka. Solidna, nie jakaś chińska tandeta, tylko wykonana w UK, z dobrej jakości gumy. Twarda i wytrzymała, a jednak sprężysta. jak piłka do footballu amerykańskiego, ale tylko z czterech żeber. Idealna do dziamlania, ale tez żeby upchnąć w środek szmatkę z zawiniętym przysmakiem, żeby bydlę musiało kombinować. 12 eurasów, ale naprawdę wyglądała porządnie. Jak było nie wziąć dla psa, który codzień potrzebuje jakiegoś wyzwania?  W domu wyszorowałam, wszak kto wie, czego to wcześniej dotykało. Nawet wyparzyłam. I dałam do zabawy. Ależ się spodobała! Moyra bawiła się sama, później razem - ja upychałam szmatki z przysmakami, ona kombinowała. Skończyłyśmy zabawę, usiadłam na sofie i Moyrak na mnei zaszczekał. Nie pamiętam czemu. Ale ten szczek zwrócił moją uwagę na Moyracki pychol.

Pieska pogoda czyli belgijskie deszcze i inne lokalne przyjemności

Obraz
No właśnie: odkąd napisałem, jak to czas upływa na jeżdzeniu na roboty i wracaniu po nocy nawet nie było go dość, żeby jakiegoś posta wysmarzyć...  A i pogoda mało idealna, nie bardzo jest nie tylko kiedy ale nawet jak wybrać się w pagórki. Oto widok na naszą ulicę z estakady kolejowej, z drogi do domu. Z grubsza teraz wiadomo, dlaczego Belgowie uchodzą za stosunkowo majętne społeczeństwo - zarabiają nieźle, a wydawać nie mają kiedy. Co do zasady (nie wiem, czy pisałem) praca zarówno w niedzielę, jak i w tygodniu po godzinie 8 wieczór jest zabroniona przez przepisy. I zrób im co chcesz, jak ci się w niedzielę skończy sól. No, żeby nie było tak całkowicie beznadziejnie, rozwiązaliśmy przynajmniej problem zakupów spożywczych: w odległości 10min jazdy, tuż za miastem, jest jeden z nielicznych sklepów otwartych w dzień wolny (za to zamknięty w poniedziałek, ale to już nas nie interesuje). Da się? No w końcu... Znaczy w sumie to pamiętałem kiedyś, z jakiegoś wyjazdu po meble, że taki