Wesołych świąt! - część druga

W wigilię rano Joshua pojechał do Brukseli do pracy. Trochę to było szalone, ale jak stwierdził, inaczej w ogóle nie ruszylibyśmy się z domu, a przejazd do pracy nie zajmie więcej, niż z Namur.
My z Moyrakiem wstałyśmy zaraz po wschodzie słońca, około 8:50. Dzień zaczęłyśmy od spaceru po plaży. Było w miarę pusto, więc mogłam puścić nasze bydlę luzem. Połaziłyśmy jakieś półtorej godziny i postanowiłam wrócić do pokoju na śniadanie, obiecując Moyrakowi, że pójdziemy jeszcze na plażę w okolicy pory lunchowej.






Niestety w pokoju Moyra odmówiła odpoczywania, a to nie jest dla niej najlepsze. Za to po lunchu zaczęła znikać plaża. Poziom wody podnosił się tak szybko, że omal same nie utknęłyśmy na wyżej położonym kawałku piasku. 





Poza tym na plażę wyległo dużo ludzi (część z nich z psami) i większość spaceru musiałyśmy zrobić na smyczy. Choć trafiło się i fajne towarzystwo. Para z dwoma labkami, do których przyłączyłyśmy się na wspólny spacer, kilka innych spokojnych psów. Ostatecznie na paży spędziłyśmy prawie cały czas do powrotu Joshuy, a później z nim - do zachodu słońca. 



A później w końcu Moyra poszła spać. 


Wigilię mieliśmy niezbyt wyszukana i trochę niedosoloną, bo przy robieniu zakupów zapomnieliśmy o soli, ale to przecież nic strasznego. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy