Przesilenie

 Z okazji zimowych wakacji - jak w Trince nazywamy święta (większośc to ateiści, Hayri jest muzułmaninem) - Trince jest zamknięte. Do 2 stycznia włącznie. O ile dobrze zrozumiałam to trzeciego przychodzimy tylko na imprezę (co jest logiczne, bo w jeden - jedyny piątek nikt nic nie zrobi.)

Impreza ma być zrzutkowa - dania z różnych kultur. Pewnie zabiorę ruskie pierogi. Jest to trochę wbrew moim przekonaniom (bo ser), ale jak mają spróbować, niech mają coś naprawdę smacznego. Swoją drogą, trzeba zweganizować recepturę. 


Wracając do wakacji z okazji przesilenia zimowego/świąt/cokolwiek kto obchodzi, korciło mnie, żeby się wybrać do Hiszpanii. Ale finansowo jeszcze się nie odbiliśmy, a na krótki wyjazd robić te kilkanaście godzin trasy z psami nie bardzo był sens. W okolicy wszędzie pada, więc pomyśleliśmy o polskim zachodnim wybrzeżu. Nawet zarezerwowaliśmy domek... ale właściciel nam odwołał rezerwację. Z tego wszystkiego zostaliśmy w domu. 

Tyle z tego pożytku, że ja przygotowuję wykłady na styczeń i testy na egzamin, a poza tym jeździmy coś w okolicy zobaczyć. Dziś mieliśmy się wybrać do Brukseli, ale zaczęło mnie nawalać kolano i mamy dzień przerwy. 

Zadziwiające, ale... nie pada. Jest za to ohydna mgła. Utrzymuje się całą dobę już kilka dni. Z dwojga złego, z mgły psów wycierać nie trzeba. 


Chyba wiemy, co uczulało Abbie. Zupełnie przypadkiem Josh zauważył, ze ściany w gabinecie mają zielonkawy kolor. Tam jest tapeta o takiem nierównej powierzchni i zupełnie nie było widać, że rozrasta się na niej jakaś pleśń. 

Po umyciu ścian spirytusem rozcieńczonym do 70% przyszła pora na dokładniejszą dezynfekcję. Zamówiliśmy na allegro środek w sprayu, który tworzy w pomieszczeniu wszystkobójczą mgiełkę, Maciek nam to wysłał paczkomatem, bo pojawiła się taka możliwość. Tylko, że paczkomaty w Belgii obsługuje Mondial... Jak się już zapewne domyślacie, paczka zginęła. 

Poszła duga przesyłka - tym razem kurierem - ale wcześniej kupiliśmy ozonator. Ha, nawet instrukcja po polsku była. Tyle tylko, że cała instrukcja dotyczyła tego, żeby nie używać  uszkodzonego urządzenia i tak dalej. Tego na jak długo włączyć już napisać nie raczyli. No i chyba przedobrzyliśmy. Nic się co prawda złego nie stało, przypuszczam, że cała pozostała pleśń jest "martwa na śmierć". Mimo to, dla pewności jeszcze potraktujemy gabinet chemią. Może jutro? Później pranie zasłon i dywanu i powinno być ok. Abbie już teraz mniej się drapie, więc może uda się odstawić Apoquell. 

Niedawno poszliśmy na wystawę terakotowej armii. Trzeba przyznać, że zrobiła na nas duże wrażenie. Co innego czytać o tym, co innego zobaczyć. 














A wczoraj wybraliśmy się zwiedzać fort Lizele. 
Obawialiśmy się, że zwiedzania może być niewiele, a tymczasem prawie cały fort był dostępny dla zwiedzających, do tego całkiem solidna wystawa. 
Naprawdę fajnie zrobiony. Szkoda, ze na taką ilośc fortów w Polsce nikt się o udostępnienie na taką skalę nie pokusi. 
























A poza tym? 
Wciąż torturujemy drzewka, Burki i smok bagienny względnie zdrowe. 
Ja w czasie kiedy pracuję ledwo zipię, w piątek jestem już urąbana na maksa. Ale praca wciąż jest świetna, ludzie niesamowicie życzliwi, warunki rewelacyjne i strasznie mi żal, że już tylko 5 miesięcy mi w niej zostało. 






Na koniec: Szczęśiwego Nowego Roku! 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Najwyższy czas coś napisać

I po kursie...

W końcu gdzieś się ruszyliśmy