egzaminy i wycieczki

Miałam ciekawy tydzień. Po wcześniejszym tygodniu zakuwania, w poniedziałek pojechałam na zajęcia praktyczne z kursu ze zwierząt laboratoryjnych do Gent, a we wtorek na egzamin. 
Na moje wyczucie powinnam go zdać, ale zawsze mogę się mylić. Pytania testowe zawsze można skopać przez pomyłkę zaznaczając nie to co trzeba przez pomyłkę a w opisowych zawsze można jakiegoś szczegółu zapomnieć. Wyników jeszcze nie ma, więc "na wszelki wypadek" zapisałam się więc na kurs po francusku u nas na uczelni. Ale do głowy mi nie przyszło ze będę zmuszona bezproduktywnie odsiedzieć na nim 40 h! Co gorsza obawiam się, że nie wymigam się z niego nawet jeśli zdałam egzamin w Gent. 
To wszystko łącznie sprawiło, że tydzień był naprawdę cieżki. 



Kampus wydziału weterynarii w Gent


Żeby dostać się pociągiem do Gent potrzeba blisko 3 h. Z dworca tez był na kampus spory kawałek, ale o ile spod dworca w piątek wzięłam taksówkę, tak już powrót był trudniejszy (jak już mam czekać na taksówkę 20 min, to mogę i 40 na autobus). Niestety o ile cały kurs poświęcony był dobrostanowi zwierząt i humanitarnemu zakończeniu eksperymentu zanim zwierzę będzie cierpieć, o studentach nikt nie pomyślał. Zarówno zajęcia jak i egzamin były o 9 rano, więc pobudkę miałam zaraz po 5. 
W efekcie w środę nie byłam nawet pewna jaki jest dzień tygodnia, w czwartek spędziłam 9 h na wykładach a w piątek miałam tak dość, że zamiast na 9 do pracy, pojechałam z Moyrą do lasu. I dobrze, bo do pracy i tak zdążyłam na 11:30 - w sam raz żeby pożegnać odchodzącą na emeryturę Martine (bardzo fajną techniczkę z Biologii), później miałam siłę żeby cokolwiek zrobić, a o 16 była obrona Sebastiena, w związku z czym utknęłam w robocie do 18. 

Wczoraj na 13 pojechaliśmy do Tine. 2 h u niej, 1,5 jazdy w jedną stronę, w drodze powrotnej IKEA (jedyna opcja, żeby odwiedzić ten sklep to wolna sobota albo właśnie powrót od Tine) po nowe akcesoria do psiego fitnessu: 



W domu byliśmy o 18. W sam raz, żeby cokolwiek zjeść i żeby Joshua zrobił jeszcze zakupy. 
Dziś - w niedzielę - obijamy się ile wlezie. Poza Moyrackim spacerem nie robę nic. 

W temacie Moyrackich ćwiczeń: Mała radzi sobie dobrze z utrzymywaniem równowagi i ładnie kontroluje i przód i tył, więc tego typu ćwiczenia nie są jej niezbędne, ale jest to jeden ze sposobów na szybkie zmęczenie jej wieczorem. Ot, takie powolne i staranne przejście wymaga koncentracji. Do tej pory najczęściej chowaliśmy przysmaki do wyszukiwania w domu. Dzięki plastikowym podstawkom będzie przynajmniej urozmaicenie. No i jest fajna zabawa. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy