Piątkowy update czyli upchnięte info z całego tygodnia.

Nareszcie jest trochę luźniej.
Przez chwilę zastanawiałam się czy to praca czy niewolnictwo: w poniedziałek dostałam dane o dwóch projektach do których musiałam przygotować swój wkład. 
Normalnie nie byłoby to nic niezwykłego, ale tu wszystko jest nowe. Na początek - ucząc się labowych protokołów sprzęgania cząstek (tym razem złota) z przeciwciałami, przyczynię się do zwiększenia możliwości zastosowania istniejących technik szpitalnych badań laboratoryjnych. 
To cel fajny sam w sobie, skróci czas analizy a niekiedy w ogóle umożliwi wykonanie bardzo przydatnych badań i zwiększy szanse pacjentów na przeżycie. A ja przy okazji nauczę się jak produkować przeciwciała do swoich podstawowych celów. 
Drugi z przygotowywanych dokumentów dotyczy etyki doświadczeń na myszach: To ostatni moment by wybrać linię myszy i rodzaj nowotworu jakim będziemy się zajmować. Ku mojej radości pomysł z nowotworami trzustki wypadł na dobre. 
Do tego wczoraj miałam robić pierwszy eksperyment do pierwszego opisanego projektu. Ornella zmierzyła stężenie nanocząstek, policzyła wszystko, poszłyśmy do labu i nagle wszystko zaczęło iść nie tak. Roztwór robił się żółty i miał podejrzanie wysokie pH. Niby nic strasznego... Tylko że dla nas to jasny sygnał, że coś jest źle. 
Na chwilę obecną moim podejrzeniem jest, ze reagent wchłonął wodę i zhydrolizował (prościej mówiąc szlag go trafił). Zamówiłyśmy nowy, ale przyjdzie najwcześniej koło wtorku. 
Obydwa dokumenty nad którymi pracowałam zostały wysłane, więc chwilowo poza poszukiwaniem informacji o linii 4T1 (mysi rak piersi) nie mam pilnego zajęcia. To sprawia, że czuję się prawie jakbym miała urlop.
Czasem frustrujące jest tłumaczenie uczelnianych e-maili, ale to pikuś w porównaniu z papierową korespondencją...
Datego większość z niej po prostu ignoruję. 
Dzięki temu mam chwilę na bloga i trochę czasu na szukanie mieszkania. 

No właśnie... 
Do tej pory widziałam jedno miejsce. Bardzo ładne mieszkanie, 18 minut spaceru od uczelni, 8 od dworca kolejowego (to też może mieć znaczenie). Mieszkanie jest śliczne, czyste i ma urządzoną kuchnię. Jedyną wadą jest nasłoneczniony pokój. Przy oknach na dwie strony to może nie być dobre. No i te duże okna na dwóch ścianach, przez których widać chodzących ludzi. To może dać Moyrakowi wiele pretekstów do darcia japy. Z drugiej strony przy wielu przechodniach powinna się przyzwyczaić, a mieszkanie jest na tyle przestronne, że może nie będzie musiała uznawać połowy dzielnicy za swoją prywatną własność.
Niedaleko znajduje się duży zadrzewiony obszar, ale wciąż nie wiem czy i jak się na niego dostać. W sobotę przejdę się tam na spacer i spróbuję coś ustalić. 

Niestety poszukiwania idą cieżko: większość moich zapytań jest ignorowana. Prawdopodobnie przez angieski. Ale to niejedyny powód. 
Ostatnio poprosiłam Cecille, żeby dla mnie zadzwoniła w 4 miejsca: w jednym nie chcą psa, dwa są już wynajęte, a w jednym właścicielka jest (według słów Cecille) pieprzoną rasistką. 
Trochę ją uspokoiło, że pochodzę z "katolickiego kręgu kulturowego". No cóż, jakoś przeżyję. Choć gdyby nie to, że miejsce naprawdę bardzo mi się podoba, raczej wolałabym uniknąć z nią kontaktu. 
Cecille pojedzie ze mną, więc w razie czego będzie miał kto tłumaczyć jeśli postanowię jej nawrzucać przed wyjściem. 
Również w sobotę idziemy po telefon. 
Cecille zrobiła dla mnie rozeznanie i wychodzi na to, ze wobec wysokich cen, potrzebują czegoś z dużą ilością internetu i minimalną połączeń. Po francusku nie mówię, więc lokalnie dzwonić nie będę, a za zagraniczne trzeba dopłacać, więc niech się w nos pocałują. Po prostu zatrzymam (funcjonujący) polski numer. Przy braku opłat roamingowych polski prepaid sprawdza się nieźle. 

Zrobiłam fotkę kamienicy w której mieszkam. Ten gzyms na górze biegnie pod moim oknem. Dlatego nie mogę zobaczyć co jest na ulicy, ani rzucić jajkiem w drących japy klientów pobliskiej knajpy. Zasypianie przy otwartym oknie nie wchodzi w grę.


Surowość budynków jest dość powszechna. Oto korytarz wydziału fizyki. Po co kłaść tynk, jeśli cegły są fajne?


A tu coś dla fanów nowoczesnych projektów przebudowy miast z nastawieniem na pieszych. 
Jak widać w wąskiej i nie bardzo ruchliwej ulicy znalazło się miejsce żeby zrobić nie tylko buspas ale i parking.  Miasta są dla ludzi. Niezależnie od tego jak się przemieszczają. I nie ma samochodów blokujących przystanki i parkujących gdzie popadnie, w błocie czy na trawnikach. (No dobra. W ścisłym centrum trawników tez nie ma.) Za to każde mieszkanie ma przynajmniej jedno miejsce parkingowe (jedno konkretne) przypisane na tyłach domu lub wzdłuż ulicy. To dość wygodne rozwiązanie.


Przy okazji: Natknęłam się na taki znak i teraz nie daje mi spokoju, czy sikanie (oczywiście przez psa) jest w takim miejscu dozwolone? 


Jadłam już kilka dziwnych rzeczy: słodkiego i ciągnącego się belgijskiego gofra (bardzo dobry - o ile ktoś lubi ciągnące się rzeczy). Jak na razie mój organizm nie zgodził się tylko z gotowym tortellini. Za to kanapkę z kozim serem, miodem, jabłkiem i orzechami przyjął bardzo dobrze. 
Druga kanapka (absurdalnie droga, ale byliśmy cała grupą, więc nie wypadało grymasić) zawierała w składzie między innymi spaghetti.
Dziś dziewczyna której imienia nie pamiętam przyniosła urodzinowe ciasto. Pyszne, mało tłuste, bez masy - takie lubię.  Zatem lunch mam z głowy. 
Za to sklepowe lody nie przyprawiają o zawrót głowy. Ceny mają stosunkowo wysokie a radość z jedzenia taka sobie. 
Jak juz przy słodyczach jestem, to w planach jest tajski sklep. Widziałam na stronie, że mają mochi. Mam nadzieję, że na miejscu wybór jest większy. 

Filtra do wody nadal nie udało mi się kupić, więc poranną herbatę piję dopiero w pracy (żaden problem mam 5 minut drogi) a w domu piję wodę butelkowaną. 
Tymczasem  dowiedziałam się, że hipermarket, do którego zrobiłam sobie wyprawę w sobotę ma część przemysłową!  Tylko że na drugim piętrze. 
A myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy!








Komentarze

  1. Jak dla mnie to te cegły są super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie są złe. Ale czasem myślę, że co za dużo to niezdrowo ;)
    Póki co na całym uniwerku trwa budowa: nowe budynki, remont starych, wydział farmacji to jakiś chaos! A może to biologii? Sama już czasem nie wiem gdzie jestem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy