Szpital - znowu.

Tym razem pobyt w szpitalu był planowany. Zatkany kanalik łzowy trzeba jednak było odblokować, bo stale nawracały mi zakażenia, a nie mogę przez kolejny rok jechać non stop na antybiotykach i sterydach do oka. Poza tym któraś kolejna taka infekcja może skończyć się zapaleniem opon mózgowych. 

Zabieg był zaplanowany na sierpień, ale tydzień temu zadzwonili do mnie z zapytaniem, czy pasowałby mi termin wcześniejszy. No jasne! Czy szybciej będzie z głowy, tym lepiej. 

Słyszałam, że jest to nieprzyjemne, ale tu powiedzieli mi, że robią to w znieczuleniu ogólnym. No dobra. może tak i lepiej? Pomyślałam, że bez sensu na te 10 minut grzebania w kanaliku łzowym bawić się w ogólne znieczulenie, ale spoko, przynajmniej nie będzie bolało (a nawet sprawdzanie czy jest zatkany potrafi boleć. 

Wczoraj o 10 zameldowałam się w szpitalu. Dostałam piżamkę zabiegową w pięknym kobaltowym kolorze i poszłam do pokoju, gdzie miła pielęgniarka zmierzyła mi ciśnienia krwi i wypytała jeszcze raz jakie leki rano zażyłam i czy poza tym jestem na czczo. Podpięła kroplówkę z elektrolitami i kazała łyknąć (!) paracetamol. 



Kobalt to bardzo kiepski dla mnie kolor. 😆

Chwilę później przyszła inna pielęgniarka i spytała, czy chcę coś wiedzieć na temat samego zabiegu. Spytałam ile trwa zabieg, a ta mi na to "jakieś dwie godziny". 

ŻE CO?!

"No tak, bo trzeba wywiercić dziurę w kości nosowej i poprowadzić nowy kanalik łączący oko z jamą nosową."

ŻE CO?!

Wciąż jeszcze zdziwiona całym tym pomysłem położyłam się na łóżku u anestezjologów. Przyszedł jeszcze przemiły chirurg o nazwisku Kuśmierczyk, któremu powiedziałam "good morning, or maybe I should say dzień dobry". Na tym etapie przeszliśmy na polski. Zagadnęłam jeszcze anestezjologów co mi podadzą. A ci mi mówią, że najpierw zastrzyk, a pźniej będzie kroplówka. Uśmiechnęłam się i spytałam "ale co konkretnie? Ja mam magisterkę z farmacji". Pan dokter uśmiechnął się i powiedział "teraz fentanyl", a później propofol". Po fentanylu nieprzyjemnie zakręciło mi się w głowie. Nie rozumiem jak ktokolwiek może chcieć to brać dla przyjemności. A później, po propofolu, urwał mi się film.

...

Od razu po wybudzeniu zaproponowano mi coś na ból, ale nie czułam potrzeby, a przy moich antydepresantach i tak leki przeciwbólowe nie są one najlepszym pomysłem. 

Oko przestało łzawić. Pielęgniarka powiedziała mi, że wszystko poszło dobrze. Dotknęłam kącika oka i odetchnęłam z ulgą: nie ma szwów. (Niekiedy dodatkowo trzeba ciąć skórę w kąciku oka). Później miły pan zawiózł mnie na moją salę. Ponieważ nie mam dodatkowego ubezpieczenia, a bez niego za salę jednoosobową doliczają 75€, zdecydowałam się na pokój dwójkę, ale znów miałam fuksa i byłam sama. 

Na obiad przyniesiono mi... dwa rodzaje budyniu i jogurt. Podziękowałam grzecznie i powiedziałam, że nic nie szkodzi, bo przyniosłam sobie swój, oparty na soi, który mnie nie zabije. Pani zaproponowała mi za to sojowy deserek waniliowy. Miło. 

Później przyszła przedstawić się i zmierzyć mi ciśnienie pielęgniarka, później zaglądnął dr Kuśmierczyk. Z lekarzem rozmawiałam po polsku, z pielęgniarkami prawie wyłącznie po niderlandzku. Bardzo mnie chwaliły (jakby było za co), a ja poczułam, że coś jednak ta moja nauka daje. 

Silikonowa rureczka w kąciku oka ma zostać na miejscu 2-3 miesiące. Zaraz po powrocie z wakacji będę mieć wizytę kontrolną. Przez dwa miesiące będę stosować krople do oczu i aerozol do nosa i to właściwie wszystko.  

W trakcie wizyty lekarza z nosa zaczęła mi się lać krew. Nie bardzo mocno, ale na tyle uciążliwie że musieli mi zamontować opatrunek z gazy. Noc była długa. Z zatkany, nosem źle mi się oddychało i co chwilę się budziłam. Ale poza tym było ok. 

Rano mogłam zdjąć opatrunek, choć cały czas muszę mieć pod ręką chusteczki. Kichać mogę tylko z otwartymi ustami i za nic w świecie nie wolno mi wydmuchać nosa. A strasznie by mi się chciało. 

Tak, czy inaczej: oko przestało łzawić na dobre. Nareszcie, bo zanim zaczęły nawracać infekcje łzawiło już chyba ze dwa lata. Bólu prawie nie czuję. przez tydzień nie mogę nic podnosić ani ćwiczyć. Na spacer wychodzę więc tylko z Małym Brzydalem. 

Do piątku odpoczywam, a później jedziemy na "wakacje". 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Dzień z psem w biurze, Zawirowania zdrowotne smoków, Nagły atak zimy sparaliżował Belgię: Spadło 12 cm śniegu