in a deep doo-doo


Nie pamiętam, bym kiedykolwiek czuła coś takiego. 

Jestem in a deep doo-doo. Pracy nie ma i jeśli nie zdarzy się cud, to nie będzie. Byłam na kolejnym spotkaniu z Pieterem w VDAB, żeby sformalizować zapisanie mnie na kurs niderlandzkiego. Spytałam, co by mi powiedział odnośnie szukania pracy, gdybym miała tylko szkołę średnią i żadnego doświadczenia. 



Automat do rejestracji w VDAB

Nie odpowiedział. Są podobno jakieś oferty tam, gdzie ludzi brakuje. Z tego czego nie powiedział, albo przebąknął półsłówkami wywnioskowałam, że można zrobić podstawowy kurs księgowości i na przykład zostać asystentem księgowego za mniej-więcej minimalną pensję. Ale chyba nie miał odwagi, albo sumienia proponować mi czegoś takiego.

Czy ja naprawdę nie mam tu szans na NIC więcej?? 

Szukam pracy już wszędzie. Zaczęłam juz szukać poza Belgią. W jednym miejscu w USA w sumie, to by mnie zatrudnili, gdybym miała wizę, albo zieloną kartę. Kombinuję jak coś dorobić, bo zasiłek spadł do poziomu nie starczającego nawet na wegetację - jedziemy na pensji Josha. Postanowiłam zając się analizą kolorystyczną. Na tym szybciej powinnam coś zarobić, niż na pisaniu bloga naukowego. W analizę umiem, wykonałam ich naprawdę sporo, ale trzeba jeszcze jakoś dotrzeć z oferta do ludzi. Na razie nic z tego nie wychodzi. 

A najdziwniejsze jest to, że poza kilkudniową chandrą raz na jakiś czas, złością na niesprawiedliwość na świecie i rozsadzaniem mnie od środka przez brak zajęcia i ogrom frustracji, czuję się zupełnie dobrze. Tak chyba mają zdrowi ludzie w czasie kryzysu. Czasem jeszcze dopada mnie złość. Mam ochotę pójść i w twarz zwyzywać dotychczasowych leczących mnie psychiatrów od durni i skurwysynów za zmarnowanie 23 lat mojego życia. Ileż się naprosiłam o lamotryginę! Ileż razy prosiłam o elektrowstrząsy?! Jestem pewna, że sobie samym by nie odmówili, ale to mnie moje życie przeciekało między palcami, nie im. I to ja jestem teraz w plecy i wciąż nie dorobiłam się nawet poziomu adiunkta! Powinnam być teraz zatrudniona gdzieś na Associate Professor.  Conajmniej. A jestem bezrobotną z długą przerwą w zatrudnieniu.

Czuję się podle oszukana. Ale pielęgnowanie tych uczuć, tej złości i żalu nie ma najmniejszego sensu. Czasu nikt dla mnie nie cofnie. Zatem przeżywanie destruktywnych uczuć jest nielogiczne. Trzeba zrobić wszystko, by przyszłość była lepsza. A to da się zrobić tylko teraz. Tyle, że się nie da i znów wraca złość.

Tydzień temy wysłałam aplikację na okrojonym do 1/5 CV. Nie wspomniałam po prostu o rzeczach nieistotnych jak doktorat, postdoki i kupa umiejętności. Kiedy patrzę na to CV jest mi po prostu przykro. 

Piszę też do firm z sektora biotechnologicznego. Z tym jest trochę lipa, bo nawet najlepszy mail może nie przejść przez sekretariat do kogoś, kto mógłby coś dla mnie mieć. Kontaktowanie się z menadżerami przez LinkedIn też nie dało efektu, a znalezienie bezpośredniego adresu email to cud. A nawet jak się uda, to często odpadam na filtrze anyspamowym. W tym tygodniu w planach są maile do wszystkich firm produkujących mikroskopy. Przynajmniej wiem do kogo pisać i mam adresy. 








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Dzień z psem w biurze, Zawirowania zdrowotne smoków, Nagły atak zimy sparaliżował Belgię: Spadło 12 cm śniegu