Dzień z psem w biurze, Zawirowania zdrowotne smoków, Nagły atak zimy sparaliżował Belgię: Spadło 12 cm śniegu


Dziś, w środę, w Joshuowym biurze był dzień pracy ze zwierzakami i każdy mógł zabrać towarzysza do pracy. W normalnych warunkach pojechałby Charlie żeby się socjalizować, ale Charlie stale domaga się uwagi i pracująca z Joshem Debbie mogłaby mieć mu to za złe, a poza tym Charlie ma swoje problemy, z których najpierw musi wyjść. 

Zatem do biura pojechała Abbie. Dzień był dla niej inny niż wszystkie od dobrego pół roku i pełen wrażeń. Najpierw znienawidzona torba i - na szczęście krótki - przejazd samochodem, później dworzec. W pociągu nie podobała jej się niestabilna podłoga, ale dała radę. Zwiedziła dość pusty wagon, wyłowiła całe mnóstwo ludzkich zapachów. Przypuszczam, że dla jej nosa i ośrodka węchu mogło to być najsilniejsze przeżycie tego dnia. A dzień dopiero się zaczynał. Na dworcu w Brukseli jej się nie podobało. Ruchome schody dla większości psów (poza Moyrą, która absolutnie nic sobie z nich nie robi często szokując ludzi w okolicy) są straszne, a niesienie na rękach to też nie to, co smoki bagienne lubią najbardziej. Ale później było już z górki.

Z nieznanej i dość głośnej okolicy nasz smok bagienny nic sobie nie robił. W sumie, nie wiemy ile sama błąkała się po ulicach. Niby tylko w zadupiastym Kortenbergu, ale tu był z nią jej najukochańszy człowiek, więc nie było się czego obawiać. Zapasowa człowiek - czyli ja, ani prawdziwe smoki nie są w takiej sytuacji potrzebne.


Na peronie w Zaventem

Zaventem

Pociąg S9 do Brussel Luxemburg

Brussel

Przed budynkiem parlamentu europejskiego

Raźnym krokiem do pracy

Zwiedzanie biura

Zasłużony odpoczynek



Jak chorować, to wszyscy na raz. Abbie ma problemy z alergią, brzuszek wydaje się być ok, ale potwornie swędzi ją skóra. Przez chwilę była na sterydach, ale po zmniejszeniu dawki znów chce ocierać się o żywopłoty. W poniedziałek pojechałam odebrać dla niej inny lek, celowo na świąd skóry. Lek podajemy, za tydzień powinno być po problemie. 

Odbierając lek zawiozłam do badania próbki moczu prawdziwych smoków. Charliego ze względu na prostatę, żeby się upewnić, że jest ok, a Moyry, bo chcemy wykluczyć infekcję pęcherza. 

O Charliem pisałam niedawno. 27 jedziemy na kontrolę do Antwerpii.  Tyle, ze ja już widzę, że mamy poprawę. Nie wiem, czy on lepiej chodzi czy nie, nie umiem tego ocenić. Ale ewidentnie opadł mu poziom stresu. Dawniej byle ruch pół metra od niego powodował, że leżący, zrelaksowany Dzieciuch podrywał się na 4 łapy. Teraz nawet lekki dotyk wywołuje co najwyżej podniesienie łba i sprawdzenie co jest grane. 

Moyra od dawna już gryzła skórę, miała wręcz strupy. Lokalni weci latami zlewali temat, wymyślając jakieś absurdalne tłumaczenia i robiąc z niej masochistkę.  Wetki z Polski powiedziały, że mamy zakażenie bakteryjne i kazały stosować rivanol. Pomagało na chwilę, później przestawałam i temat nawracał. Już od jakiegoś czasu przypuszczałam, że ma związek z alergią. Ale nowe wetki, w Bertem, naprawdę są dokładne i naprawdę mi podpasowały, więc wybrałam się do nich z Moyrakiem z alergią, a jednocześnie poruszyłam temat Moyrakowej skóry. 

Typową reakcję skórną na alergeny środowiskowe Moyra ma wczesną jesienią: drapie się wtedy, skóra jest nadwrażliwa. Później się to uspokaja. Wiemy, ze jest uczulona na gumę, wołowinę i mleko, pieron wie na co jeszcze, wtedy reaguje okropnym łupieżem i swędzeniem skóry. A od jakiegoś czasu jej sierść, mimo, że gęsta i lśniąca, ma w sobie białe drobinki. Nie tyle łupież, co jakby proszek, jakby toś natarł ją mąką. Kiedy pogłaszczę ją w czarnej rękawiczce, ten proszek osadza się na niej barwiąc ją dosłownie na biało. 

Pierwsze przypuszczenie wetek, to infekcja grzybicza, która zaczęła się lokalnie w gryzionym przez Moyrę miejscu, a później z lokalnego zakażenia mogła roznieść się po całej skórze. Dostaliśmy leki, w aptece kupiliśmy maść. Próbujemy. Lokalnie na pewno działa. Pies męczy się z tym zdecydowanie za długo. Była opcja użycia przeciwgrzybiczego szamponu zamiast leku dopysknie, co oszczędziłoby trochę wątrobę, ale po pierwsze nie wierzę w opcję dokładnej kąpieli w naszej - małej i dostępnej z boku tylko w połowie - wannie i to kąpieli powtarzanej najpierw codziennie a później co drugi dzień przez dwa tygodnie, a po drugie wiązałoby się to ze znacznie większym stresem, niż podanie tabletek. Pod koniec kuracji przeciwgrzybiczej czeka nas za to pranie wszystkich posłanek i kocyków i pewnie nie zaszkodziłoby choć jedno pranie psa. Oj, będzie się działo. 


Sypało już w poniedziałek. Drogi zrobiły się naprawdę śliskie. Jadąc do weta po tabletki dla Abbie przyhamowałam testowo jeszcze na Zavelstraat, po czym zadzwoniłam do Joshuy z ostrzeżeniem, że zajmie mi to znaczne dłużej. Śnieg tutaj jest wielkim wydarzeniem, więc nawet my nie mamy opon zimowych, jeździmy jak wszyscy na całorocznych. Faktycznie, jadąc po mieście 15 km/h zaliczyłam lekki poślizg, zniosło mnie na słupki, ale odruchy zadziałały. Gość jadący za mną chyba nie miał praktyki, bo widząc mnie, mimo włączonego moment wcześniej kierunkowskazu pojechał prosto nawet nie hamując. Na autostradzie znalazło się kilku dżygitów, którzy mnie wyprzedzili. Spoko, niech jadą... Na kolejnych  6 km, które po autostradzie pokonałam widziałam 4 stłuczki. 


Śnieg, o dziwo nie stopniał następnego dnia, choć drogi były czarne. Ale dziś sypie od rana, a niebo jest zaciągnięte grubą warstwą chmur. Przed południem złamałam sie i wypuściłam oba smoki do ogrodu, pod nadzorem. 


Sypie non-stop. Nasypało dobre 10  cm.  Skasowali kilka pociągów, pojedyncze samochody wloką się 10 km/h. Kiedy Joshua wracał z pracy zamknięta była ulica, którą zwykle jeździ. Ta, na którą go przekierowali ma skrzyżowanie pod górkę. Tam też było zabawnie.

 

Zablokowana droga. Pewnie też przez stłuczkę. 


Do popołudniowego spaceru śniegu wciąż przybywało. Sypie nadal. 

Nasz dom w śniegu


 Moyra na spacerze





Abbie na spaceerze



Obfociłam, bo mi się podobało


W belgijskich mediach śnieg jest tematem numer jeden. 
Policja w Zaventem... prosi, by nie korzystać z samochodów. (WTF?!)
A ja się cieszę jak dziecko.
Naprawdę. Tak bardzo tęskniłam za śniegiem i zimą... Ale rozmawiałam z dwoma sąsiadami odśnieżającymi przed domami i wszyscy się cieszą :) 
A! Żeby nie było. Rowerzyści jeżdżą jak jeździli. Gdybym miała rower górski, też bym poszła pojeździć. 😁





Tylko czekać, aż stan klęski żywiołowej ogłoszą 



Na koniec ciekawostka. Belgowie mają znacznie lepsze niż Polacy podejście do przestępców. Jak przeczytaliśmy o nastolatkach, którzy pobili pracownika żabki, stwierdziliśmy jednogłośnie, ze należałoby po pierwsze upublicznić wizerunki. Gdyby rodzice musieli się wstydzić, a sprawcy mieli przez to trochę utrudnione funkcjonowanie w społeczeństwie, miałoby to dobry wpływ wychowawczy. Tymczasem u nas przestępców się chroni. Nie wiadomo dlaczego. 

Druga rzecz to częste w Belgii skazywanie na roboty społeczne. ma to podwójne uzasadnienie. Kara jest dotkliwa, jest "obciach" jest resocjalizacja i straszak na młodych gniewnych. I jest zysk dla społeczeństwa. 


Wywieszka na sklepie. W przypadku nagranych na gorącym uczynku nei trzeba nawet czekać na wyrok ani prosić o zgodę policji. 


News na stronie policji w Zaventem: Ktoś zauważył podejrzanego osobnika próbującego dostać się do kilku domów, przepłoszył go i wezwał policję. Delikwent ukrył się... pod krzakiem jeżyn, gdzie znalazł go patrol. Został tymczasowo aresztowany. 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy