Charlinkowy update

Podzwoniłam po centrach weterynaryjnych w Polsce potwierdzić cenę tomografii. Wszędzie tak samo: trzy do czterech tysięcy zł, ostateczna cena będzie znana dopiero po obrazowaniu. Niemało. Ale kochana Tiny (psychiatrka) znalazła nam klinikę, gdzie dało się zrobić skan CT całego pieska w cenie porównywalnej z Polską, ale bez konieczności jeżdżenia, nocowania i wszystkich innych utrudnień, więc załatwiliśmy sprawę w Brukseli. Od razu po badaniu lekarka pokazała nam wyniki. 

Charlie ma przewlekłe zwyrodnienie chrzęstno-kostne kłykcia bocznego kości udowej lewego stawu kolanowego. Mówiąc prościej, kiedy nasz Szczeniaczku rósł, fragment jego kości i chrząstki uległ niedokrwieniu i martwicy, a następnie odłamały się trzy fragmenty. W anatomii psa jestem jednak kiepska, więc obrazy, które zobaczyłam, wywołały u mnie panikę: Charlie ma trzy odłamki kostne, które dodatkowo uszkadzają staw! Przecież to go musi masakrycznie boleć! Wetka stwierdziła, że trzeba operować i usunąć te odłamki. Od razu umówiłam nas na zabieg, który miał być po tygodniu. Operować miał pracujący w tej klinice doktor Samoy.

Dodatkowo na obrazie wyszedł stan zapalny w prawej przedniej łapie i być może naderwanie więzadła - co wyjaśniałoby dlaczego Charlie znów nam kulał na przód i powiększona prostata. 

Tu zdjęcia odłamków kości:





Tu widoczne uszkodzenie kości i chrząstki:


A tu już przednie łapki i stan zapalny przy ścięgnie:


Na badanie i leczenie prostaty umówiłam nas u zwykłej wetki. Tu też zaszła zmiana. Olaliśmy Akuut, gdzie przenieśliśmy się kilka miesięcy temu od dr. Peeters, niezadowoleni z jej podejścia do nas (np półgodzinne spóźnienie, kiedy byliśmy pierwszymi pacjentami i nawet brak przeprosin, zmuszenie do czekania drugi raz w kolejce, kiedy przyjechałam dowieźć dokumenty i cała sprawa miała zająć 3 minuty, ale ona postanowiła przyjąć kolejnego psiaka, na pół godziny... Miałam wrażenie, że chodzi o to, że jesteśmy "z Europy wschodzniej". Ale  ale w Akuut też nam się nie podobało, bo weci totalnie olewali sprawy, co było widać choćby z leczeniem gruczołka przyodbytniczego u Abbie, czy z biopsją jej guza, gdzie wet nawet guza nie poszukał, tylko pobrał materiał z sutka. I tym razem wybrałam się do wetki poleconej przez Tiny - jej koleżanki z czasu studiów i jej córki, które mają gabinet w Bertem. (10 minut autostradą w kierunku Leuven.)

DOGterka Marleen zbadała Charlinkową prostatę i stwierdziła, że wszystko jest OK. Poprosiła też, żebym z Charliem przeszła się długim korytarzem i powiedziała, że w tej chwili Charlie na tył nie kuleje. Rozmawiałyśmy o wynikach tomografii i o nadchodzącej operacji. Marleen stwierdziła, że dr. Samoya nie kojarzy i natychmiast zadzwoniła do córki, króta skończyła studia 3 lata temu. Silke powiedziała, że dr Samoy specjalizuje się raczej w rehabilitacji, a z chirurgii najlepszy jest dr Verhoeven. 

Charlinkowe kolanko operować może tylko najlepszy chirurg w Belgii, więc znalazłam klinikę w której pracuje dr. Verhoeven - w Antwerpii. Umówiłam zabieg na ten sam dzień i godzinę, na którą byliśmy umówieni w Brukseli. Bardzo się ucieszyłam, że nie będzie więcej czekania. Odwołałam zabieg w Brukseli i jak na szpilkach wyczekiwałam 27 grudnia. 

W końcu nadszedł dzień operacji. Pobudka o 6:15, przed 8 wyjazd, bo obawialiśmy się korków na autostradzie. Przyjechaliśmy przed czasem, ale punktualnie o 9 przyszedł po nas dr Verhoeven. Na początek pokazał lepiej zrekonstruowane obrazy, gdzie dokładnie było widać co i jak. Odłamki kości przesunęły się w górę, daleko od powierzchni stawu. Dr Verhoeven stwierdził, że operacja ma wątpliwy sens: w kolanie jest mnóstwo więzadeł, staw otaczają inne tkanki. Te odłamki są na tyle daleko, że on po prostu może ich nie zobaczyć i nie być w stanie usunąć. A skoro nie uszkadzają stawu, to ich usunięcie może nie mieć sensu. (Trochę jak z odłamanym wyrostkiem rylcowatym w mojej ręce. Gdzieś się tam umościł i nie przeszkadza.) Tak czy inaczej, on chce najpierw Charliego zbadać. 

Pomanipulował łapą, podotykał i kazał nam przejść się długaśnym korytarzem. Stwierdził, jak wcześniej Marleen, że w tym momencie Charlie nie kuleje na tył, ale ewidentnie ma duży problem z przednimi lapami i przenosi ciężar na tylne łapy. NO NARESZCIE ktoś to zauważył! Od trzech lat próbujemy psu z tymi łapami pomóc, byliśmy dwa razy w szpitalu uniwersyteckim* dokładnie z tym problemem, byliśmy z tym u trzech innych wetów! (Tylko jeden doszukał się, że jest problem, bo i Charlie kulał wtedy jak diabli, ale podejrzewał dysplazję)

Dalsze badanie objęło zatem przednie łapy. Charlie ma "łokcie golfisty". Źle się porusza i obciąża mięśnie, które później reagują długim stanem zapalnym. Stąd problem z obydwoma łapami, stąd kulenie raz na jedną, raz na drugą łapę. 

Na chwilę obecną (na bardzo długi czas) mamy solidne zwolnienie z WF-u: zakaz zabaw z Moyrą (co oznacza, ze Burki do ogrodu wychodzą oddzielnie), trzy spokojne spacery do max 20 minut w ciągu dnia, zakaz kopania za nornicami i unikanie sytuacji, kiedy Charlie mógłby ciągnąć na smyczy (czyli na przykład rzucania się na inne psy). Ze względu na tylną łapę Charlie dostał lek - przeciwciało monoklonalne - który działając... no mniejsza jak działając, po prostu znosi ból stawów. Jeśli Charlie zareaguje na ten lek, będziemy wiedzieć, że ból w kolanie jest i trzeba go leczyć. Utrzymujemy też pregabalin, bo tak długi ból może powodować, że mózg "uczy się bólu" i później sam z siebie tworzy wrażenie bólu, nawet kiedy na obwodzie (w łapach) nic złego się nie dzieje, a kiedy się dzieje, to dodatkowo wzmacnia jego odczuwanie. Tak sobie myślę, że może właśnie dzięki pregabalinowi Charlie przestał na tą łapę kuleć?

Cieszę się z tej wizyty jak nie wiem. Cieszę się, ze nie trzeba było operować, że wreszcie wiemy co jest z przednimi łapami i że Dzieciuch może być w pełni sprawny. 

Przykro mi jak diabli, że tak długo żył z bólem. Ale teraz już nic na to nie poradzę, mogę jedynie zadbać, by dalej było lepiej i właśnie to zamierzam zrobić. 

Sama poczytałam dużo o bólu i jego leczeniu, teraz dokładnie wiem co i jak i nawet jeśli lekarze znów nas zawiodą, będę mogła domagać się konkretnego działania.

Póki co czekamy. Lek na ból stawu ma zacząć działać za około 4 tygodnie. Wtedy wrócimy do doktora Verhoevena i będziemy kombinować dalsze leczenie przednich łap.

Choinka w klinice oryginalnie przyozdobiona strzykawkami, plasterkami, pudełkami po lekach i pojemniczkami na badanie moczu :) 


*Klinika uniwersytecka w Gent podpadła mi dodatkowo. Otóż, kiedy Charlie był pierwszy raz u ortopedów, vetka zauważyła, że mięsień na jego lewej tylnej łapie jest dużo słabszy niż na prawej. To był objaw problemu z kością i chrząstką i bólu. Ale vetka ten objaw zlała, powiedziała tylko jak ćwiczyć, żeby to wyrównać. Gdyby uwrażliwiła nas wtedy na możliwy problem, pewnie byśmy Charlina dokładniej obserwowali, a może i od razu wdrożyli leczenie przeciwbólowe. A tak, ból jest pewnie o wiele silniejszy i pies cierpi zupełnie bez potrzeby jeszcze bardziej. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy