Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Jakiś czas temu Joshua przeczytał gdzieś o analizie kolorystycznej i postanowił zafundować mi ją na prezent. Początkowo zupełnie nie byłam do tego przekonana, "bo przecież wiem jak się ubierać". Ale trochę o tym poczytałam i w końcu zaintrygowało mnie którą jesienią jestem. (Bo typy kolorystyczne nazywa się od pór roku i tego jakie kolory w jakiej porze dominują w przyrodzie.)  Wysłałam swoje fotki kolorystce. 

Dostałam opis mojego typu urody, ciepłej jesieni, zdjęcia w ładnych, kolorystycznych ramkach i paletę kolorów, w których wyglądam najkorzystniej, z informacją czego absolutnie powinnam unikać. Zaczęłam się przyglądać i faktycznie zauważać różnicę. 



Stwierdziłam, że faktycznie, to nie jest ściema! (W sumie, to ma to podstawy, bo choć dotyczy estetyki i naszej percepcji, to opiera się na fizyce). 
Moje barwy są mocno kolorowe i intensywne, a ja przywykłam do szarości, brązów (te ostatnie na szczęście są w mojej palecie) i czerni. Ale faktycznie, w czerni wyglądam blado, a moja skóra robi się wręcz szara. Kolory zaproponowane przez specjalistkę wydawały mi się zbyt... kolorowe, intensywne i żywe. Mimo wszystko postanowiłam dać im szansę. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że w "swoich" kolorach czuję się dobrze i faktycznie chętnie je ubieram, tymczasem w mojej szafie zalegały ubrania, które ładnie wyglądały na wieszaku, ale w ogóle w nich nie chodziłam! W większości właśnie czarne i białe, (których, jak się dowiedziałam, zdecydowanie powinnam unikać). Teraz już wiem czemu tak źle się czułam, kiedy trzy lata temu zafarbowałam włosy na czarno. Po prostu się sobie nie podobałam, czułam się chora i bardziej smutna, niż byłam. Z resztą Joshua też to widział. Po 2 tygodniach wróciłam do rudego. 

Sporą część ubrań oddałam na psie bazarki, stwierdzając, że i tak nie będę w nich już chciała chodzić. Te, które jeszcze zostały, wystawiłam na Vinted.
Moje ukochane brązy zostały i stanowią ciemną bazę kolorystyczną dla moich ubrań.

 
Ale lawina ruszyła. Zaczęłam w ogóle przeglądać strony i blogi stylistek, bo mój "styl" czy raczej brak stylu, już wcześniej mi się nie podobał, ale nie bardzo wiedziałam co z tym zrobić. Postanowiłam, że jeśli mam coś zmienić w kolorach i kupić jakieś nowe rzeczy, to chcę, żeby były pod każdym względem fajne. 
Od bloga do bloga, przez webinary, gdzie doradzają stylistki... W końcu kupiłam ebooka o poszukiwaniu swojego stylu, który okazał się bardo pomocny, a skończyłam w "Klubie Stylowych Kobiet". 
Jest to bardzo fajne miejsce w sieci, gdzie mamy dostęp do kursów (naprawdę mnóstwa kursów) i grupę dyskusyjną, gdzie można omówić każdy jeden zakup, czy zestawienie w super przyjaznej atmosferze. Przyznaję, że do klubu dołączyłam "na miesiąc, porobię sobie kursy, które tam są do zrobienia i się wypiszę", ale możliwość skonsultowania zakupów ustrzegła mnie przed wieloma nietrafionymi wydatkami. W ogóle jest genialnie, bo jak nigdy nie dogadywałam się z kobietami, tak w KSK jest super przyjemna atmosfera, pełne wsparcie i totalna akceptacja. Skupiamy się na mocnych stronach zamiast wytykać sobie słabsze. Już wiem, że zostanę tam na dłużej.😁

W ciągu kilku miesięcy, dzięki wielu poradom, a czasem zasłużonej krytyce 😉 moich poczynań, wyłapałam dokładnie zestaw swoich kolorów. Ze znienawidzonego ale ciągle noszonego "bo pod fartuch w pracy"  i "na wyjście z psem" casualu, przeszłam w... styl trochę trudny do określenia, ale mój. Trochę inspirowany francuskim, (bo jest oparty na dżinsach a nie eleganckich, drogich spodniach i wciąż nada się pod fartuch w pracy, gdzie zawsze jest ryzyko, że się poplamią,) ale też nie do końca, bo na moją figurę francuskie oversajzy jednak nie bardzo się nadają, a z klasycznych kolorów stylu francuskiego pasuje do mnie tylko beż i czerwień. Dwiedziałam się jak to dobrze zrobić, więc domieszałam odrobinę stylu klasycznego, zostawiłam coś z rockowego, postawiłam na bardziej kobiece stylizacje z sukienkami, a niektóre dziewczyny dopatrują się również odrobiny retro. (😐 Nie lubię retro, więc nie mam pojęcia jak to się mogło stać. 😮)


I pomyśleć, ze nigdy wcześniej nie miałam nic żółtego! 
I jeszcze te baleriny! 😆

Tak czy inaczej, nudne t-shirtowe bluzki z rękawami 3/4 zastąpiły koszule, pojawiły się sukienki. Kupowałam najczęściej z drugiej ręki, ale w ten sposób mogę mieć więcej i lepszej jakości. 
Ze zmianą zawartości szafy okazało się, że nawet na spacer z psem chodzę ubrana o wiele fajniej, bo po prostu mam ubrania w kolorach a nie tylko czarne, a że trzymam się swojego typu kolorystycznego, to wszystko pasuje. 

"Stylkówka" na spacer z psem w deszczu 😆.



Joshua cały czas nabija się z fotek moich "stylówek", ale ja się tym nie przejmuję. Pstrykam, wrzucam do oceny, albo po to, żeby się pochwalić przebłyskami stylowego geniuszu. 😏


W końcu zrobiłam analizę kolorystyczną i Joshowi i ku Jego rozpaczy okazało się, że najlepszymi dla Niego kolorami są odcienie znienawidzonego przez Niego niebieskiego i "w ogóle nawet mi nie mów" różowego, a najgorsze są ciepłe i zszarzałe: beże, brązy i Jego ukochane militarne oliwki. 




Po przyglądnięciu się Joshowym kolorom, stwierdziłam, że nic dziwnego, że tego nie zauważyłam, bo On nigdy nie nosił nic ze swojej palety, a faktycznie w niebieskim wygląda genialnie. W końcu udało mi się namówić Go na jedną koszulę z krótkim rękawem! Ku mojemu zaskoczeniu sam wziął drugą, bo podobał mu się jej styl. Ale to by było na tyle.😆 

Ogólnie sprawa nie jest prosta, bo mój mąż broni granic tego, co Mu odpowiada z nastawieniem Moyry pilnującej piłeczki. Trzeba uważać, bo przy naszej niekompatybilności komunikacyjnej, szybko może się zrobić nieprzyjemnie. 😅 
Próbuję odrobinę zmodyfikować Jego szafę, ale ograniczając się do rzeczy, które będą Mu odpowiadały. Ostatnio trafiłam z bardzo ładną zielona koszulą. Może nie idealną swoim zbyt mało chłodnym kolorem, ale tak 8/10 będzie, a Jemu się podoba i jest rewelacyjnej jakości. 😍
Skupiłam się na unikaniu barw ciepłych i zszarzałych, przemyciłam jedną ciemno fioletową koszulę i utrzymujemy jakiś kompromis. No dobra, z Jego strony bardzo, bardzo tyci kompromis. 😁 
Trochę niechcący kupioną granatową bluzę, noszę ja, jako całkiem fajnego oversajza. 


Trzy tygodnie temu dostaliśmy zaproszenie na imprezę u pani ambasadorki z okazji 57 rocznicy niepodległości Barbados. Głupio było odmówić. Nie jest to rodzaj imprez na których czuję się dobrze, ale z drugiej strony na jakiej imprezie ja się czuję dobrze? 😂
Zilustruję to obrazkiem podrzuconym mi przez koleżankę. 



Wypada, więc pójdziemy i spróbujemy miło spędzić czas. Pani ambasadorka jest podobno przesympatyczną, pełną ciepła osobą. My może nie jesteśmy duszami towarzystwa, ale ubrani z pomocą Dziewczyn z klubu przynajmniej wyglądać  będziemy rewelacyjnie 😁

Strój ma być "elegant casual", więc dla Joshuy sprawa jest prosta. Ciemne spodnie, szara marynarka, może ta fioletowa koszula? 
Za to ja uświadomiłam sobie, że akurat na taki styl nie bardzo mam coś pasującego. Dżinsy w tamtej części świata uważane są za spodnie do pracy fizycznej i byłyby w bardzo złym guście. Zaczęłyśmy kombinować z dziewczynami z klubu, znalazłyśmy kilka opcji, ale żadna nam nie pasowała na efekt "WOW". Zamówiłam chyba pięć różnych rzeczy z Zalando i Mango. Oczywiście, wszystko, łącznie z biżuterią, konsultowane w KSK 😀. Znalazłam to czego szukam: ciemno fioletową długą sukienkę, idealną do połączenia z zieloną marynarką. Lecę prasować, spacer z psami i zbieramy się na imprezę! 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy