O ADHD, czyli chyba największy szok w moim życiu.



Pisałam już o mojej depresji. O tym, jak Suka od 22 lat ciągle wraca i utrudnia mi życie, o tym, jak 10 kolejnych antydepresantów nie zadziałało... I o tym, że w końcu trafiłam do genialnego lekarza, który przepisał i nowy lek o innym mechanizmie działania, który chyba się sprawdził.

Lekarza mam naprawdę genialnego. Poleciłam go trzem kolejnym osobom, wszyscy są po prostu zachwyceni. Trafiłam na niego, kiedy oświadczyłam, że gdzieś mam leczenie, ze to nic nie daje i szkoda czasu i kasy na psychiatrę, lek aktywizujący może mi wypisywać lekarka ogólna, nie chcę słyszeć o antydepresantach, bo to i tak na mnie nie działa, no chyba, że ktoś zaproponuje mi coś ketaminopodobnego, co działa zupełnie, zupełnie inaczej, albo elektrowstrząsy. Na to, niezawodny jak zawsze Jakub Z-N, stwierdził, że przecież są w zasięgu naszych znajomości naprawdę genialni lekarze i żeby jednak spróbować przez znajomych znaleźć kogoś kto naprawdę pomyśli jak mi pomóc, a nie walnie pierwszym lekiem, który przyjdzie mu do głowy z poza mojej listy tego, co nie zadziałało. Kuba skontaktował mnie z kilkoma lekarzami bardzo silnie trzymającymi się EBM na Fejsbóku. Napisałam jak jest i że szukam kogoś, kto będzie miał sensowny pomysł jak to ugryźć i czy mogą kogoś polecić. Adrian - mój obecny psychiatra - sam się zgłosił. Umówiliśmy się na wizytę i zaczęliśmy działać. A ponieważ było ciężko, musiałam zejść z ostatniego antydepresantu, a później powoli wprowadzić nowy, utrzymaliśmy kontakt na FB poza wizytami. 

Akurat tak wyszło, że przycisnęło mnie z nauką, ale jak zawsze nie byłam w stanie się uczyć. Mózg działał sprawniej, ale żeby się za nią zabrać (jak zawsze) to był dramat. Odkładałam na później, później musiałam najpierw posprzątać, bo bałagan mi przeszkadza, znajdowałam dziesiątki innych rzeczy do zrobienia, a jak już usiadłam, to cały czas się odrywałam, nie mogłam skupić, mijała godzina, a ja czytałam dwie strony i już byłam gdzieś indziej myślami. Z rozrzewnieniem wspominałam czasy na farmacji, kiedy pod presją czasu i na tussipeccie*  nauka szła w tempie dni na godzinę. Wtedy naprawdę potrafiłam przerobić materiał z całego roku w dwa dni i zdać kolokwium najlepiej na roku. Fakt, że wtedy uczyłam się po nocach, za dnia nigdy mi nie szło. Uznałam, że to dlatego, ze tak działa mój zegar biologiczny i że fajnie byłoby znów tak zrobić, ale to się niestety kłóciło z regulacją snu, nad którą też z Adrianem pracujemy. 

(*Dla tych, którzy nie wiedzą, popularny syropek przeciwkaszlowy, który podawało się także dzieciom, zawierał małą dawkę efedryny, która miała ułatwić choremu oddychanie rozszerzając oskrzela. Ale studenci farmacji wiedzieli do czego jeszcze przydaje się efedryna i używali, nie tyle syropku, co tabletek tussipect, zamiast amfetaminy, by się sprawniej uczyć i nie zasnąć w środku nocy nad książkami. Wszystko było dobrze, bo nikt nie przekraczał granicy 6 tabletek, zawierających maksymalną dawkę dobową dla efedryny. Ale w końcu informacja o całkowicie legalnym stymulancie wydostała się poza krąg ludzi wiedzących co robią. Studenci z innych wydziałów, a ci łykali ile wlezie. Skończyło się na tym, że zaczęli lądować z ciężkimi zaburzeniami rytmu serca w szpitalach. Wtedy, dla dobra debili, tussipect stał się lekiem na receptę.)

I tak, pomyślałam, nie mam nic do stracenia, zapytam, czy zmiana rytmu okołodobowego bardzo mi zaszkodzi. Zaczęliśmy rozmawiać, wyjaśniłam wszystko co i jak, powiedziałam, jak było na studiach. A Adrian na to "zrób test DIVA5". 

No dobra, zrobię. Myślałam, że to test na chronotyp. Kiedyś taki robiłam sama dla siebie i wyszło mi, że jestem w przedostatnim okienku na skali, czyli są tacy, dla których lepiej działają jeszcze późniejsze pory niż dla mnie.  Ściągnęłam test, patrzę, a to test na ADHD. Myślę - pogrzało go? Ja nie mam ADHD. Pytam o co chodzi, że u mnie nigdy takich problemów nie było, a Adrian na to "Zrób go i tak". 

Zabrałam się za test, czytam kolejne pytania, a tam opisana historia mojego życia. Wszystkie te rzeczy, które mnie tak strasznie u mnie wkurzają, to że nie umiem jak normalny człowiek zabrać się do roboty, że odkładam wszystkie nudne rzeczy, że robię taki straszny bałagan odkładając rzeczy praktycznie tam, gdzie stoję, a jednocześnie bałagan tak strasznie mi przeszkadza, bo nie pozwala skupić, że wszystko muszę mieć wokół siebie zorganizowane i to, ze jestem w stanie uczyć się tylko w nocy, kiedy inni już śpią i nic mnie nie rozprasza i to, że nie umiem po prostu przeczytać instrukcji obsługi sprzętu, instrukcji do gry, że mnie to nudzi i nie jestem w stanie się na tym skupić. Nie, że nie chcę, tylko naprawdę nie jestem w stanie, że zapominam, że ileś razy sprawdzam czy mam klucze w torebce przed wyjściem z domu. I wiele, wiele innych rzeczy. 

Adrian podsumował wyniki testu i stwierdził, że mam wszystkie objawy ADD. To jeden z podtypów ADHD, gdzie nie ma nadpobudliwości ruchowej, ale są zaburzenia koncentracji uwagi. Spytałam skąd pomysł, żeby mi ten test dać, a Adrian  na to "Bo rozmawialiśmy na kilku wizytach, dodałaś kilka rzeczy teraz, poskładało mi się w całość. Miałem przeczucie". 

No dobra, test testem, ale ja i tak miałam problem, żeby w to uwierzyć. Całe życie, od dzieciństwa słyszałam, że jestem "zdolna, ale leniwa". I teraz nagle Adrian dał mi wyjaśnienie, które zdejmuje ze mnie "winę" lenistwa. To wydawało się jakieś "niezasłużone". Adrian skwitował to uśmiechem "impostor syndrome" - też typowy dla ADHD. Przekonał mnie, żeby spróbować leku. Powiedział, że na neurotypowych ludzi to nie zadziała, więc jeśli zadziała, to będzie dowód empiryczny i ostateczne potwierdzenie. 

Wzięłam tabletkę po południu. Minęło prawie pół godziny i nic się nie zmieniło. Stwierdziłam więc, że lekarz się pomylił i poszłam z Charliem na spacer. Szliśmy ścieżką rowerową kiedy nagle w mojej głowie zapanowała cisza i spokój. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Ustał szum, który był tam zawsze. I nagle zaczęłam myśleć tylko o dwóch czy trzech rzeczach, a dziesiątki innych myśli przestały wpychać się na chama i zajmować moją świadomość co chwilę czym innym. Cały świat wokół się zmienił, zrobiło się spokojniej. A to by tylko spacer z psem! Wróciłam do domu i stwierdziłam że nagle zaczęłam być zdolna do przeczytania całego opisu stanowiska na które chciałam aplikować. Do tej pory patrzyłam tylko na wymagania i ewentualnie później na to, co miałabym w tej pracy robić, ale po kawałku i z mozołem, bo to nudne. Zaczęłam być zdolna do nauki w ciągu dnia. Nie będę zanudzać Was opisami, ale moje życie nabrało zupełnie innej jakości. Dlaczego nikt nie zauważył tego wcześniej?! Wtedy kiedy studiowałam farmację i potrzebowałam tak dużo wkuwać, a było to takie trudne. Albo kiedy robiłam studia doktoranckie! Teraz już wiem czemu nie pamiętam sekwencji przygotowywania próbek i jeśli nie zaznaczę sobie w protokole gdzie jestem, to później nie pamiętam co już zrobiłam a czego jeszcze nie. Moje życie mogło być o tyle prostsze! przecież leczyłam się wcześniej u trzech, czterech włączając ostatniego dupka, psychiatrów! I nikt NIC nie zauważył. 

Prawda, ja też nic nie powiedziałam, bo po prostu myślałam, że część z tych problemów mają wszyscy, a poza tym przecież byłam "zdolna ale leniwa". Ta "leniwość" wywoływała ogromne poczucie winy. Moje szczęście, że miałam na tyle "mocy obliczeniowych" i na tyle "pojemny dysk twardy" że byłam w stanie te trudności skompensować i mimo wszystko skończyć studia z niezłymi wynikami, a później zrobić doktorat. Moja pamięć mieści o wiele więcej detali, niż pamięć innych ludzi i często strasznie mnie złości, że nawiązuję do czegoś, do zdarzeń, których inni nie pamiętają i patrzą na mnie jakbym coś sobie wymyśliła. Albo zaprzeczają temu, co pamiętam, że powiedzieli. (Często pamiętam też jaka była wtedy pogoda i jak byli ubrani, choć nie pamiętam daty - z datami zawsze miałam problem - a oni się wypierają.) Ależ mnie to wkurza! Zapewne zapamiętuję również rzeczy, na których jestem mniej niż inni skupiona, więc to dość logiczne, że i z nauka miałam z górki. Ale już zabranie się do roboty to jest inna bajka. Pamiętam, jak kumple z roku wkuwali tygodniami do egzaminów, a ja po prostu nie mogłam. Chciałam. Naprawdę chciałam, ale nie byłam w stanie. W nudnych przedmiotach leciałam na dostatach, bo "nie chciało mi się nauczyć" a nagle na koniec przyciśnięta wizją uwalonego egzaminu wypadałam najlepiej w grupie, bo pod presją czasu wchodziłam w "hiperfocus" i przyswajałam wiadomości po jednym przeczytaniu. No tak. Hiperfocus jest też typowy dla ADHD. (Niby wszystkim może się zdarzyć, ale tym z ADHD zdarza się częściej).

Wiele rzeczy nagle mi się poukładało. Już wiem dlaczego z jednej strony robię bajzel i wprowadzam chaos wokół siebie, a z drugiej musze mieć wszystko idealnie poukładane, jeśli chcę wykonać jakieś wymagające skupienia zadanie. 



Wczoraj przechodząc obok chłodni nie zauważyłam i nie zabrałam margaryny, mimo, że ją miałam na liście zakupów, ale z jakiegoś powodu zauważyłam i zapamiętałam półkę z egzotycznym żarciem i jej lokalizację, choć akurat nic z niej nie potrzebowałam. Co ciekawe, nie zwróciłam uwagi, że to zapamiętałam, bo już myślałam o czymś innym.  Zbierając kolejne rzeczy kasowałam je w telefonie, jak zawsze, żeby później na długiej liście nic nie przegapić. To był kolejny mechanizm jaki sobie wypracowałam, kompensując swoje deficyty koncentracji. Wróciłam więc po margarynę, wrzuciłam ją do koszyka i usunęłam ostatnią pozycję z listy zakupów. Wtedy stojący przy półce facet spytał, czy nie wiem, gdzie znajdzie mleko kokosowe. I tylko dlatego wiem, że zapamiętałam mijaną półkę z egzotycznym żarciem, bo mogłam mu odpowiedzieć, że przypuszczam, że na półce w tym właśnie dziale i go do niej zaprowadzić. 😁 

Na lekach jestem inną osobą. Gdyby lekarz nie wyłapał tego ADHD nie wiedziałabym, że mogę sobie pomóc. 

I tak oto, z przekonania, że jestem najbardziej neurotypową osobą na świecie, wpadłam w nową diagnozę, która ową neurotypowość przekreśla. Sprawdza się stare powiedzenie, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Ja sama długo jeszcze wypierałam swoje ADD, ale Joshua zauważył ogromne zmiany. Robię mniejszy bałagan, pamietam o odkładaniu rzeczy na miejsce (no, bardziej, niż dawniej). 

Dawniej regularnie wyjmowałam jedzenie z opakowania kładłam a talerzyk a o opakowaniu zapominałam i zostawiałam na blacie. Samą mnie doprowadzało to do szału  czułam się strasznie, kiedy Josh po raz niewiadomo który mówił mi, że znów to zrobiłam. Ale w chwili, kiedy opakowanie zostawało zdjęte, traciło znaczenie i po prostu o nim zapominałam, bo moja uwaga była zajęta dziesiątkami innych rzeczy. Nożyczek szukaliśmy kilka dni. Schowałam je do górnej szuflady, jak należy. Tylko nie w tej szafce. To był taki Sihajowy standard. Ale te wszystkie drobiazgi naprawdę mają znaczenie. Dzięki lekom lepiej funkcjonuję i mniej wkurzam innych dookoła. 

ADHD jest teraz diagnozowane u wielu dorosłych. Kiedy byliśmy dziećmi, dostawaliśmy łatki leniwych i roztrzepanych. Albo lanie. Efekty tego ostatniego okazały się wyłącznie szkodliwe. 

Pewnie wiele osób nie miało tyle szczęścia co ja i nie dało rady skończyć, albo w ogóle nie dostało się na studia. Wciąż są tacy, którzy uważają, że ADHD nie istnieje i ignorują problemy swoich dzieci, inni krzyczą na nie albo i dają im lanie. 

Dla mnie samej ADHD było jakimś nieznanym, nierozumianym problemem, który dotyka pojedynczych dzieci. Miałam (musiałam) być grzeczna, no to byłam. Musiałam ogarnąć szkołę, zadania, więc wymyśliłam jakiś system, który pozwalał mi sobie z tym radzić. Jestem w tym tak dobra, że nawet depresję, (która może mieć jakiś związek z ADHD) próbuję sobie "kompensować". Dopiero kiedy wzięłam leki zobaczyłam, o ie łatwiejsze może być moje życie. Ciekawe o ile jeszcze mogłoby mi być łatwiej, gdybym była neurotypowa. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy