Geheugen Kliniek

Nie wiem czemu mi się ten post nie zatwierdził do publikacji, zauważyłam dopiero teraz, więc idzie z opóźnieniem. 


W końcu nadszedł 27 lipca. Termin badania neurologicznego, na które moja lekarka skierowała mnie 7 lutego, z związku z problemami z koncentracją i zaburzeniami pamięci krótkotrwałej. Mój nowy psychiatra podejrzewał (ja z resztą też), że te problemy były objawem depresji, która u mnie tak właśnie przebiega, ale chciał wykluczyć inne przyczyny. Niestety psychiatra jest w Polsce, więc nie może skierować mnie - będącej w Belgii - na rezonans i tak po rozmowie z internistką zostałam pokierowana do specjalistycznej kliniki na badania neurologiczne. 


Od lutego wiele się zmieniło. Psychiatra przepisał mi nowy (również pod kątem opracowania i dopuszczenia do leczenia) lek, który nareszcie, jako pierwszy antydepresant (po 10 nieskutecznych) zadziałał. Najpierw stopniowo złagodził objawy depresji a w końcu odczułam także jego wpływ na pamięć. Nawet zastanawiałam się czy nie zwolnić terminu w klinice, ale lekarz stwierdził "jedź, niech cię sprawdzą". No to pojechałam. I dobrze zrobiłam.

Wcześniej sprawdziłam się sama, robiąc sobie test na inteligencję. W styczniu testowali mnie w Solvusie, czyli w tej agencji pomagającej osobom wysoko wyedukowanym znaleźć pracę. Byłam załamana, bo w ogóle ni byłam w stanie się skupić. Nie umiałam zapamietać cech figur na które patrzyłam i znaleźć pomiędzy nimi związku. Veronique, która dostała moje wyniki pocieszała mnie, że nie jest źle, że wyszłam "zupełnie przeciętnie". No fajnie, ale ja nigdy wcześniej (a ze względu na depresję miałam robione testy kilka razy) nie wychodziłam przeciętnie.  Dlatego chciałam zobaczyć jak pójdzie mi teraz, na ile mój mózg się rozruszał. Chciałam mieć porównanie z wynikiem, który pamiętałam z czasu studiów doktoranckich, kiedy byłam zdrowa. No cóż, nie poszło mi jeszcze tak, jak dawniej, ale przeciętny wynik w styczniu, zakładam, że oscylował gdzieś na poziomie 100 punktów. Teraz miałam 135, zatem poprawa jest wyraźna, ale wciąż nie jest tak, jak było. 

Mając do wyboru klinikę we frankofonicznej i nielubianej przeze mnie Brukseli i we flamandzkim Leuven, wybrałam Leuven. Dojazd jest całkiem prosty, zaledwie 13 minut, więc tym bardziej mi pasowało.

Tak wygląda kompleks szpitala i jednostek badawczych katolickiego uniwersytetu w Leuwen. 

Kiedy już znaleźliśmy parking i dotarłam we właściwe miejsce - do ogólnej rejestracji  - w poczekalni było sporo ludzi. Na 10 okienek pracowało chyba 6. Wzięłam bilecik i cierpliwie czekałam na swoją kolej. W końcu się zarejestrowałam, miła pani wytłumaczyła mi wszystko po angielsku, dała wydruk z kodem QR, którym sama miałam się zarejestrować na neurologii. Jak zawsze nie doszacowałam ile wszystko zajmie: od odnalezienia się na parkingu, poprzez kolejkę w rejestracji, więc dotarłam do ostatniej już poczekalni trochę zdenerwowana, że jestem za późno. Ale w tym szpitalu to chyba standard, bo nikt nie miał pretensji. 

Usiadłam w przestronnej poczekalni i czekałam aż na wyświetlaczu pojawi się mój numer i zdjęcie (dokumenty są elektroniczne, więc wszyscy lekarze mają już wcześniej zdjęcie mojej facjaty) z informacja gdzie mam się udać.


W gabinecie powitała mnie miła pani doktor, która zadała mi całe mnóstwo pytań, a potem przeszła do testów. Testy są obliczone na chorych z dużymi zaburzeniami, więc na obecnym etapie przeszłam je bardzo dobrze. W lutym by tak fajnie nie było. Zapamiętałam "zamek, kwiat, czerwony, wzgórze i kościół" - moje pięć słów, które usłyszałam na początku a powtórzyć musiałam na koniec testów. 

Dostałam obrazki i miałam nazwać widoczne na nich obiekty. W większości posługiwałam się angielskim, ale jak nie znałam słowa, mogłam posłużyć się polskim. Raz musiałam - na lejek. Padłam za to na zadaniu, gdzie miałam wymienić ile zdążę w minutę obiektów na literę "d". A miałam łatwo, bo mogłam mówić i po angielsku i po polsku. Co ciekawe, łatwiej mi było po angielsku niż po polsku, ale mimo, ze wolno mi było posługiwać się obydwoma językami, w głowie zrobiła mi się pustka. Nadrobiłam wymieniając zwierzęta, bo ostatnio uczyłam się rozpoznawać po głosach ptaki i samych ich gatunków potrafiłam wymienić sporo. Mimo wszystko dostałam 29 punktów na 30 możliwych. Testy z rysowaniem tez poszły mi ok, choć przyłapałam się na tym, że sześcian rysowałam w jakiś dziwny sposób, rysując linie w dziwnej kolejności. 



Później pani doktor wyszła a po jakimś czasie wróciła z panem profesorem. Skanu mózgu robić nie będziemy, po i problem nie jest na tyle poważny by skan miał coś ujawnić, ale czeka mnie dalsze badanie, polisomnografia. zbadamy mój sen. To mi się bardzo podoba, bo wciąż nie śpię tak jakbym chciała, jestem zmęczona mimo przespanej nocy, a zwłaszcza budzenie się jest dla mnie trudne i w sumie prawie nigdy nie wstaję wyspana.  Póki co to wszystko. Ciekawa jestem co tam wyjdzie i naprawdę liczę na to, że będzie można jakoś ten mój sen poprawić. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy