Remont po Belgijsku

Jeszcze kiedy mieszkaliśmy w Namur nie mogłam się nadziwić, jak wolno tu idą wszelkie prace konstrukcyjno-drogowe. Przy głównej drodze powstawał nowy budynek. I tak powstawał przez trzy lata i w sumie nie wiem czy po pięciu jest już skończony czy dalej nie. Remont przy dworcu też trwał od kiedy tam zamieszkaliśmy i przez te trzy lata też się nie skończył. 

Teraz przyszła pora na obserwowanie prac remontowych we Flandrii. Biegnąca pod kątem do naszej Zavelstraat, Pastoor Vanderyckenlaan, jest zwężana. Uważam, że bardzo słusznie, bo ludzie tam przeginali z prędkością. Teraz pojawiły się po jednej stronie miejsca parkingowe. Wyłożone - znów bardzo słusznie - kratką, zamiast litego asfaltu i odgrodzone z każdej strony kwadratowa rabatką otoczoną krawężnikiem, więc wyłączone z ruchu niezależnie od tego, czy coś tam parkuje czy nie. 

Prawdopodobnie analogiczne miejsca na parkingi zostaną utworzone naprzemiennie po drugiej stronie ulicy, bo na asfalcie wyznaczono już obszary, które mają zostać wycięte, a spora ilość "kratki" przygotowanej do wyłożenia miejsc postojowych nie została zużyta.

To, co dodatkowo mi odpowiada, to żwirek, którym wysypane są odpowiedniki chodników stopniowo zastępuje kostka chodnikowa. Wadą jest to, żenkostka nie przepuszcza tak wody i trochę minimalizuje Moyrze liczbę miejsc do załatwiania się, bo psica nauczyła się traktować ów żwirek jako swego rodzaju kuwetę, ale każde roboty ziemne (których w okolicy było mnóstwo) rozluźniały żwirek i powodowały jego zapadanie się i powstawanie dziur, w które można wpaść i uszkodzić nogę.


No dobrze, to wszystko bardzo fajnie, ale miałam pisać o tym jak przebiega sam remont. Otóż zaczął się 8 maja. Ustawiono barierki ze znakiem zakazu wjazdu. 

Barierki blokują tylko pół ulicy, generalnie ruch dalej się odbywa zupełnie bez przeszkód. Przy znaku jest na niebieskim polu adnotacja w lokalnym narzeczu, która nie znającemu języka nie mówi absolutnie nic, a znaczy "wyjątek dla ruchu lokalnego". 


Przez owe dwa miesiące wykonano: zastąpienie żwirku chodnikiem na 1/4 drogi, wycięcie i wyłożenie kratką kiejsc parkingowych po jednej stronie połowy drogi. Niewiele.

Czemu trwało to aż dwa miesiące? Ponieważ przy pracy widzę  maksymalnie trzy osoby! Jeden pan jeździ pozornie bez celu jakimś sprzętem, drugi niespiesznie układa kostkę, czasem pojawia się trzeci. I tak to sobie trwa. 😌 Zmiana mnie cieszy, tempo irytuje, ale mam nadzieję, że w kolejne trzy miesiące ulica pastora Vandenryckena zostanie skończona, a roboty przeniosą się na Zavelstraat. Jak na początku metoda spowalniania ruchu wyznaczaniem miejsc parkingowych po obu stronach ulicy działała mi na nerwy, tak po krótkim czasie stwierdziłam, że wolę mijanki i zwężenia, niż progi zwalniające. Mijanki - zwlaszcza takie estetyczne, obsadzone kwiatami, są i skuteczniejsze i ładniejsze niż montowanie progów zwalniających. No a do tego rozwiązują częściowo problemy z parkowaniem. 

Na Zavelstraat żwirowe "chodniki" są zastawione przez parkujące tam samochody (również nasz). Ponieważ auto stoi pod rozciągniętym pomiędzy latarniami drutem, jest stale ufajdane przez ptaki. Niestety wjazd do garażu nie wchodzi w grę, gdyż dom jest stary i nikt nie przewidział, ze za 30-40 lat samochody będą znacznie szersze i nasze auto do garażu po prostu się nie mieści, a regularnego podjazdu przed domem właściwie też nie ma. Podobałoby się takie miejsce parkingowe na ulicy ogrodzone rabatkami, gdzie ptaki nie brudziłyby auta i chodnik, którym można iść nie schodząc co chwilę na jezdnię by ominąć zaparkowany samochód. Tym bardziej, że żwirek po kolejnych przekopaniach bardziej przypomina strefę działań wojennych, niż chodnik, a regularnie spulchniany rzez robotników kompletnie zarasta trawą.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy