O szukaniu pracy, wycieczce do Barcelony i wystawie Bonsai

Najpierw dobra wiadomość, udało mi się zakwalifikować do drugiego etapu w staraniach o pracę w VIB. Ciekawa jestem ile osób się załapało i z iloma jeszcze rywalizuję, ale przypuszczam, że nie więcej niż 3-5. Łatwo nie będzie i nawet nie muszę nic schrzanić, wystarczy, że ktoś z tej grupy ma doświadczenie w core facility. Ale to jest TA praca, na której najbardziej mi zależy. Zobaczymy, w najgorszym wypadku dalej będę bez pracy.

Ostatni weekend Joshua spędził w Hiszpanii. Ot, tak sobie wymyśliła jego szefowa, której zamarzyło się jakieś ciepłe miejsce na spotkanie pracowników biura belgijskiego i biura z UK, więc polecieli na 2 dni do Barcelony. 


Poza spotkaniem i omówieniu spraw związanych z funkcjonowaniem i celami biur było trochę socjalizacji i czas dla wszystkich na zwiedzanie. 







Co poszedł oglądać mój mąż? Tak, zgadliście, wystawę bonsai 😀  Drzewka były podobno takie sobie, ale Joshua był pod ogromnym wrażeniem jak bardzo psim miastem jest Barcelona. Psie parki, psy w zwykłych parkach, psy na ulicach. Cudownie zsocjalizowane, chodzące za właścicielami bez smyczy. W zestawieniu z Belgią, gdzie psa można puścić luzem w psim parku (i to nie każdego i nie zawsze) albo we własnym ogrodzie, to faktycznie niesamowite. 


Kiedy odwoziłam Josha na lotnisko, w aucie zapaliła się kontrolka silnika i pojawił się komunikat, że silnik wymaga naprawy. Wróciłam do domu (nie było daleko), postawiłam auto na podjeździe i umówiłam wizytę w serwisie w Sint Nicklas. To miejsce było wpisane na fakturze zakupu. Już na wstępie dostała informację, że na najbliższe dwa tygodnie wszystkie terminy są zajęte. No to załamka. Ani zrobić zakupów (Zazwyczaj robimy duże jeden raz w tygodniu i ew. jakieś małe uzupełnienie po kilku dniach), ani dojechać na dworzec. Joshua wrócił w sobotę wieczorem, więc poszliśmy pieszo na niezbyt duże zakupy do najbliższego sklepu w niedzielę rano). Pieszo poszliśmy też na szczepienie (WZW A i dur brzuszny), a na dworzec Joshua jeździł rowerem.  Na szczęście okazało się, że o ile firma funkcjonuje w ST Nicklas, my kupiliśmy auto w Wetteren. Tam termin był już na wtorek. Na szczęście nasza polisa łapie też assistance i holowanie auta do Wetteren było za darmo. Okazało się, że zaszwankowało coś w oprogramowaniu i po aktualizacji problem znikł. Dzień później auto być do odbioru. Uff... Pozostało tylko dostać się do Wetteren: prawie godzina spaceru na dworzec, przejazd pociągiem na Brussel Zuid i stamtąd już pociąg do Wetteren. 2 godzinki i byłam na miejscu. 


A dziś, w sobotę odbyła się długo wyczekiwana, podobno największa w Europie, wystawa. Oglądnęliśmy co było, pogadaliśmy ze specami z Polskim kupiliśmy cztery wory podłoża i sosenkę "do zabawy". 

Stwierdzam, że umiejętność robienia wypasanych drzewek to jedno, a umiejętność robienia drzewek, które jeszcze podobają się mnie to jednak nie całkiem to samo: Potężne pnie i nieproporcjonalna góra, czy równiusieńkie idealnie wypełnione kopułki zramifikowanych gałązek jednak do mnie nie przemawiają. Wolę zachowane proporcje i bardziej naturalne kształty. 

Ale poparzcie sobie sami. 

































A tu coś dla fanów SF







Komentarze

  1. Chyba nigdy nie widziałam bonsai na żywo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tanie wersje są dostępne w marketach. ;)
      A wystawy nie są jakąś rzadkością, tylko trzeba zwrócić uwagę, że jakaś się odbywa.
      Może kiedyś uda Ci się coś ładnego zobaczyć :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy