Botaniczne szaleństwa

 To, że mojemu mężowi odbiło totalnie na punkcie torturowania drzew, to już pewnie wszyscy wiecie. 

Próbowałam ograniczyć jego szaleństwo. Kiedy zajęty został trzeci stolik w ogrodzie, myślałam że może mu wystarczy. Później jeszcze miałam nadzieję, że uda mi się  powstrzymać kolejne zakupy, a może nawet zasugerować pozbycie się tych nieudanych drzewek,  (mamy takie dwa, które po prostu nie dają się kształtować i już) ale nie dałam rady. 



W związku z tym jedyne, co mi pozostało, to przyłączyć się do tego szaleństwa. Czasem gdzieś zaświta mi jeszcze myśl, że przecież prędzej czy później będziemy się przeprowadzać, że może daleko, ze nie będzie jak tego zabrać...  Ale to będzie kiedyś. 

I tak oto wybraliśmy się razem do kilku szkółek i dużych sklepów ogrodniczych i trochę nas, przyznaję, poniosło. Pierwszym zakupem została... Sekwoja olbrzymia. W sam raz "drzewko" do doniczki. 😂 Na razie ma mniej niż pół metra wysokości i póki co nadaje się do kształtowania jako bonsai. A jeśli nie uda się nam powstrzymać jakoś fajnie jej rośnięcia, to zawsze można posadzić w ogródku. Za naszego życia absurdalnie duża i tak nie urośnie, a później wszystko zmiecie katastrofa klimatyczna więc nie mam co się przejmować, że będzie głupio wyglądać.  




Bez obaw, gigantyczne sekwoje dają w Belgii radę. Dowodem jest poniższe zdjęcie Joshuy pod sekwoją. Drzewo jest, jak na sekwoję, niewielkie i bardzo młode. Liczy sobie (według tabliczki) trochę ponad 120 lat. Daleko jej do tych, które widzieliśmy USA, ale trzeba przyznać, że jest zdecydowanie wyższa od innych drzew.


Wciąż jeszcze młodziutka i nieduża sekwoja olbrzymia w belgijskim arboretum.


Kolejnym zakupem została kryptomeria. Wcześniej mieliśmy jedną w doniczce, dorasta sobie do formowania na bonsai, ale musiałam zobaczyć taką wyrośniętą, żeby załapać jak super to wygląda. Jak już zobaczyłam, to stwierdziłam, że chcę takie u nas w ogrodzie (w sensie jak już będziemy mieć swój dom). No to kupiliśmy. Na razie jest malutka. Joshua wkopał ją z przodu naszego tymczasowego domu. Co roku będzie obkopywana, żeby się korzenie nie rozrosły za bardzo, bo przy przeprowadzce pojedzie z nami.


Doniczkowa kryptomeria, niesamowicie czerwona zimą...


I kryptomeria ogrodowa - zieloniutka. Ciekawe jak będzie rosła. 


Na koniec trafiliśmy do sklepu, gdzie nic na bonsai nie mieli Zobaczyliśmy piękny miłorząb japoński (taki duży) za 2000 euro. Był naprawdę piękny, ale stwierdziliśmy, że nawet do swojego ogrodu tyle kasy byśmy za drzewo nie dali. A później Joshua wypatrzył niewielki, szalenie poplątane krzaczki. Wiśnia japońska! Stały całe trzy, z czego tylko jedna miała sensowny pień. Wiśni szukaliśmy od bardzo dawna. Nawet nie musiała być japońska, wystarczyłaby taka zwykła tutejsza odmiana, ale nic ładnego nie udało nam się znaleźć. Wszystkie były szczepione, wysokie na półryta metra i prawie bez gałęzi. I nagle trafiło się takie cudo. Gruby, na samym dole pojedynczy pień, później linie się rozgałęzia, ale ma potencjał. Oczywiście nie od razu, ale za jakieś dwa lata może już fajnie wyglądać. 

Naprawdę zadowoleni z dokonanego zakupu udaliśmy się na parking, gdzie... okazało się, że nasza wiśnia nie wejdzie do bagażnika. No ale przecież ma być cięta na bonsai, więcej niż pół od góry i tak pójdzie w kosz. No to dawaj! Zabraliśmy (bardzo) energicznie za przycinanie gałęzi. Miny innych klientów sklepu - bezcenne. Na razie wisienka zostaje nieprzycięta, bo ona kwitnie tylko na najmłodszych gałęziach, a my bardzo chcemy zobaczyć kwiaty. Po kwitnieniu, jeszcze przez wypuszczeniem liści, krzaczek czeka bardzo duże cięcie.

Do niedawna większość drzewek stała w domu (zaczęliśmy kupować drzewka mieszkając jeszcze w Namur gdzie nie mieliśmy nawet balkonu, więc kupowaliśmy głównie takie, które mogą być w pomieszczeniu), ale przenieśliśmy je do ogrodu, bo bezpośrednie słońce latem zdecydowanie lepiej im służyło. Teraz znów muszą być w ogrodzie bo zimują. Jak to drzewa - większość z nich tego potrzebuje.  No dobra, dziś kilka poszło do bijkeuken (drewniana przybudówka zakuchenkowa), bo ma być w nocy -6C, a to dla niektórych z naszych drzewek to jednak za zimno. 



Na półce w domu zostały fikusy. Jeden bonsai i cztery "eksperymentalne", z których dwa powstały przez zrośnięcie się wielu gałązek z "krzaczków" kupionych po taniości w sklepie ogrodniczym. Półka wyglądała przy tym trochę topornie, ale dołożyliśmy trochę zwykłych roślin doniczkowych i już jest ok. Po te rośliny tez była wyprawa pod Antwerpię, bo w okolicy ciężko coś sensownego dostać. 

Tymczasem zimą w ogrodzie dzieją się różne rzeczy. Ligustr odmówił zrzucania liści ale kilka ewidentnie mu przemarzło. No dobra, ten w żywopłocie zachowuje się tak samo, więc pewnie wszystko gra. Ale mamy trzy wiązy drobnolistne i każdy zachowuje się inaczej. Jeden zaczął zrzucać liście przy około +5C, kiedy się ciut ociepliło postanowił wypuścić nowe, ale znów się ochłodziło i zatrzymał ich wzrost. Przy mrozach pączki przemarzły i spadły, a teraz kiedy znów zrobiło się ciepło, puszcza kolejne. Pewnie też je straci. Ciekawe co mu na wiosnę zostanie.  Drugi wiąż lekko żółknął i czerwieniał, ale liści nie zrzucił. Kiedy przyszedł mróz chyba przemarzł, bo liście zrobiły się brązowe. Ale nie spadły. Zastanawiamy się, czy przeżyje.  Natomiast trzeci wiąz ma na zimę kompletnie wyrąbane i stoi jak stał, z zieloniutkimi liśćmi. -7C? Nie zauważył. 

Trzy wiązy, każdy zimuje inaczej.



Pozostałe drzewka zachowują się mniej- więcej przewidywalnie. Pokrył je lód z zamarzającego deszczu, później odmarzły i wydaje się, że wszystko jest ok. 




Z odkryć ostatniego miesiąca, jest odkrycie połowiczne. W arboretum w Tervuren bywaliśmy już wcześniej, w ramach spacerów z psami. Jednak psy jakie są - wiecie. Nie było czasu na dokładne rozglądanie się wokół. Owszem, w niektórych miejscach te drzewa wyglądały mniej typowo, ale to wszystko. Dopiero ostatnio mniej skupiliśmy się na spacerowaniu psów, a trochę bardziej na tym, co rośnie dookoła. I dzieje się na tyle dużo, że o arboretum zrobię osobny wpis.  





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy