VDAB: dział dla osób przekwalifikowanych


Mój kontrakt na VUB się skończył. Od dobrych 3 miesięcy szuka pracy ale - jak to w Belgii - ogłoszeń z czymś dla mnie nie ma. Po zakończeniu pracy obowiązkowo należy zarejestrować się w VDAB, czyli Vlaamse Dienst voor Arbeidsbemiddeling en Beroepsopleiding. Jest  to coś w rodzaju biura pośrednictwa pracy, przy czym VDAB nie zajmuje się zasiłkami (tym zajmuje się Hulpkas voor werkloosheidsuitkeringen), a jedynie samym szukaniem pracy. Jakkolwiek, żeby dostać zasiłek trzeba być w VDAB zarejestrowanym. VDAB oferuje pomoc z napisaniem CV, kursy doszkalające i oczywiście przedstawia oferty pracy poszukującym.

Po założeniu profilu w VDAB dostaje się kilka "zadań" jednym z nich jest przygotowanie CV. Ktoś to chyba sprawdza, bo tym, którzy na zadaniu polegną proponuje się pomoc asystenta. Następnym zadaniem jest zadzwonić do VDAB. No to zadzwoniłam. Odebrała miła pani, która sprawdziła mój profil, zerknęła na podlinkowaną przeze mnie stronę prywatną, po części zdziwiona, ze ją mam, po części pod dużym wrażeniem tejże i po krótkiej rozmowie stwierdziła, że jedyne, co może mi zaproponować, to kontakt z działem dla osób z wysokim poziomem edukacji, które również często mają problem ze znalezieniem pracy. Bardzo bardzo mnie to ubawiło, ale widać, że temat pracy jest tu traktowany poważnie. 

Odnośnie HVW też jest wesoło. Żeby załapać się na zasiłek, trzeba mieć  (dla mojej grupy wiekowej) przepracowanych 468 dni 2 czasie 33 ostatnich miesięcy. Jeśli ktoś się nie łapie, sprawdza mu się jeszcze warunki dla osób starszych (670 dni w czasu ostatnich 42 miesięcy). Jęli spełni kryteria, dostanie zasiłek. Byłam w HVW dopiero wczoraj, więc nie wiem jaki ten zasiłek będzie duży, ale lepiej mały, niż żaden. Oczywiście na jednorazowej wizycie sprawa się nie kończy. Co miesiąc trzeba zameldować się z wypełnioną  kartą bezrobotności. Otóż, kiedy jestem chora, muszę to zaznaczyć i "chorobowe bezrobotnościowe" wypłaca mi już kto inny. Wolno mi również wziąć... urlop. Tak, urlop 😆, gdybym na przykład chciała pojechać za granicę. Mam tego urlopu 22 dni rocznie,  a jeśli chcę to i więcej, ale później po prostu wstrzymują mi wypłacanie świadczeń. 

Tymczasem siedzę i prawie obgryzam paznokcie, ponieważ na uniwerku w Leuven jest ciekawa oferta pracy. Wysłałam papiery, nad którymi spędziłam sporo czasu, prosząc jeszcze o sprawdzenie językowe koleżankę z UK. Wiem, że moje szanse są wysokie - bo spełniam wymagania, ale nie bardzo duże, bo na postdoca zawsze aplikuje mnóstwo ludzi z całego świata, ale może się uda. Byłoby cudownie. (Detale podają tylko w Norwegii, ale zwykle jest około 80 aplikacji, z czego 40 w ogóle nie spełnia nawet minimalnych kryteriów, kolejne 20 bardziej szczegółowych wymagań, a później już jest ranking, gdzie część kandydatów odrzuca się na przykład z braku świeżych publikacji, braku publikacji jako pierwszy autor, a resztę ocenia się pod kątem doświadczenia i przydatności w projekcie. Pewnie znajdę się w pierwszej dziesiątce, no, nieskromnie założę, że piątce. Ale to wciąż o znaczą, że mogą wybrać jedną z 4 innych osób. 

Poza tym aplikowałam na kilka innych stanowisk poniżej moich kwalifikacji, nie przyznając się, że mam doktorat i trochę ograniczając w CV znane techniki i doświadczenie. Biorąc pod uwagę jak wyglądają tu pensje od strony podatków, wcale nie musiałabym zarabiać wiele mniej niż poprzednio, a i liczę, ze z czasem przeskoczyłabym wyżej. Najważniejsze, to zacząć coś robić i się pokazać. 

Tymczasem trwa już jesień. Po niemal letnim początku listopada przyszedł czas na lekkie ochłodzenie, chmury i deszcz. Psy uczą się słówka "pada", kiedy mimo sprzyjającej pory nie puszczam ich do ogródka. Drzewka będą zimować, w związku z czym również zostały w ogrodzie. W domu stoi tylko fikus i małe fikusy "eksperymentalne" na których testujemy obcinanie liści i różne warunki uprawy. Obawiam się tylko, że wysokie opłaty za prąd odetną im jesienno-zimowe doświetlanie lampą. 


Na trawie jesień, na stołach (za Burkami) też. Grab i buk już opadły z liści, kryptomeria jest cała czerwona, wiązy - jeden zrzuca liście, drugi czerwienieje, trzeci jeszcze stoi prawie niewzruszony, ale pojedyncze liście już mu żółkną. Ligustr udaje, że nic się nie dzieje, ale mam nadzieję, że też w końcu odpuści. Przyda mu się zimowanie. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy