Trochę fotek

 Porobiłam, to wklejam. A co :) 


Bliskość lotniska pozwala pooglądać sobie samoloty. Co prawda zdjęcia z komórki jakoś je zawsze pomniejszają, ale i atak fanie widać, jak niemal szorują brzuchami po drzewach schodząc do lądowania. A schodzą tak często, że kiedy jeden jest już nisko, widać już z daleka światła dwóch kolejnych. 








Tropieniowe: 2 tygodnie temu pojechaliśmy obczaić nową grupę trzpieniowa. 

Grupa tropi raczej sportowo: trasa po śladzie, do kilkuset metrów, pies ma iść z głową przy ziemi i jednoznacznie pokazywać, że pracuje, odłożenie (czyli czas pomiędzy zostawieniam śladu i tropieniem max 4 godziny. 

Myy robimy zwykle trasy 1,5 - 2 km, nie musi być dokładnie po śladzie, pozwalamy skracać, jeśli poes wie, co robi, bo w warunkach poszukiwań nie znamy trasy, wiemy tylko to, co mówi nam pies.  A odłożenie? U nas bywa i doba, a da się iść po jeszcze starszym śladzie. Ostatnio było 17h. 

Mimo wszystko ćwiczenie z innym instruktoram zawsze daje coś na plus. I tym razem też tak było. 

Ze zmian, które wprowadzamy na próbę: rezygnujemy z zakładania szelek tuż przed pracą. W ten sposób podekscytowany wyjściem na ślad pies nie będzie "spalał" motywacji przed startem. Zobaczymy jak to na nią wpłynie. Przez jakiś czas szeleczki będą zakładane jeszcze w samochodzie. 






Charinek upodabnia się nam do Korlat. Dorósł Dzieciuch i deszcz mu przestaje odpowiadać. Dobrze, że zostawiliśmy Korlacką pelerynkę przeciwdeszczową, bo kiedy pies odmawia wyjścia w deszcz a później przychodzi prosić w środku nocy "bo ja muszę już teraz natychmiast, bo ja od rana nie sikałem",  jest niefajne. A tymczasem zaczyna się u nas pora deszczowa. W ciągu zaledwie 4 dni temperatury spadły z 30 do około 15C i prawie codziennie pada. No cóż, w ostatnich latach w Belgii pada częściej niż w Anglii czy Irlandii. Trzeba się z tym pogodzić.



Nasz ulubiony sklep. Niestety jest ciut daleko, bo w Leuven, ale i tak czasem tam jeździmy. Zawsze robimy zapasy na dłużej: sos fasolowy, noodle, mochi, wegańska "kaczka" z puszki sosy sojowe, Teriyaki i inne, glutaminian sodu i tak dalej. Czasem bierzemy na próbę coś, co nie do końca wiemy czym jest, ale opisów w zrozumiałym dla nas języku nie ma. W sklepie dominują Azjaci, choć zagląda tam też  sporo białych.




Na koniec fotka zrobiona z okna naszego tabu w słoneczny dzień. Całkiem fajnie jest ten uniwerek ulokowany: Na stację kolejową 10 minut z buta, dookoła park. Podoba mi się tu. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy