Wolne

Upał przetrwaliśmy. W dwa dni temperatura spadła o ponad 20C. Dziś znów padał belgijski deszczyk, czyli ohydna mżawa unoszona wiatrem i oblepiająca wszystko: pada powoli, żeby starczyło na dłużej. W ogóle całe powietrze jest mokre i lepkie. 



Mamy święto, niestety przypadła moja kolej na sprawdzenie myszy. W wolne dni mamy kolejno dyżury. Dziś i w ten weekend moja kolej. Muszę sprawdzić wszystkie klatki, a tych jest naprawdę mnóstwo: część zwierząt jest oczywiście poddawana eksperymentom, część stanowi pulę do rozrodu kiedy będzie trzeba i po prostu jest utrzymywana w jak najlepszych warunkach nawet miesiącami. Mamy myszy modyfikowane genetycznie, gdzie dla każdej mutacji trzeba utrzymać po kilkanaście zwierząt z każdej płci o odpowiedniej kompozycji genów, więc tego robi się całkiem sporo. Część jest rozmnażana. Sama mam aktualnie siedem klatek do rozrodu, oraz kilka klatek z myszami zbyt młodymi na eksperyment, oraz takie, gdzie myszy jeszcze nie są sprawdzone pod kątek genetycznym. Trzeba sprawdzić czy żadna mysz z tych eksperymentalnych żle się nie czuje. Czasem, kiedy jest z nią źle, trzeba wezwać opiekuna, czasem poddać eutanazji, (Którjeś niedzieli znalazłam swoją źle czującą się mysz, musiałam ja uśmiercić i natychmiast zrobić eksperyment na pobranym guzie i utknęłam w robocie na 10 godzin).  Trzeba sprawdzić czy wszędzie jest woda. Bywa upierdliwie, bo tutejsza twarda woda zostawia osad na klatkach, które kratkę mają tylko od góry, a reszta to plastikowa kuweta. Jeśli klatki są zwykłe, to pojemnik z wodą jest na zewnątrz i wszystko widać, ale jest  i taki model, gdzie klatki są od góry zamknięte plastikową pokrywą z filtrem i czasem słabo przez nie widać. Do tego aby je otworzyć, trzeba je wziąć pod laminar i otworzyć dopiero w jałowych warunkach, z napływem jałowego powietrza. Na koniec zostaje jeszcze sprawdzenie temperatury i wilgotności w każdym pomieszczeniu, "pamiętniczek" do wypełnienia: czy wszystko było ok, czy jakaś myszy wymagała leczenia i takie tam. Schodzi 2-3 h. Wychodząc niechcący włączyłam alarm... 


Na zdjęciu akurat szczurzyca i to wyniesiona do adopcji, ale fotek myszy nie mam, a Wam pewnie wszystko jedno. (a jak nie, to wrzucę następnym razem). 


Tak, dostęp do budynku poza czasem roku akademickiego i w święta jest blokowany, a do tego zwierzętarnia gdzie też bez odpowiednio zakodowanej karty wejść się nie da, ma swój alarm, połączony z biurem ochrony i włączany zawsze po 18. Okazuje się, że w Belgii dość prężnie działają terrorystyczne ruchy ochrony zwierząt. Pisze o nich "terrorystyczne" dlatego, że włamują się i wynoszą zwierzęta, w tym chore, albo wyleczone które mogą mieć nawrót choroby, zwierzęta pozbawione układu odpornościowego, które umierają później z powodu zakażeń... Wszystko w imię "lepiej na wolności, niż być ofiarą znęcania się." I o ile sama uważam, że eksperymenty na zwierzętach są złe i z wielka ulga przyjęłabym możliwość wykonania eksperymentów inaczej, to jednak wykradania zwierząt doświadczalnych etycznym nazwać nie mogę. Po pierwsze dlatego, że za te zwierzęta, które brały udział w eksperymencie, naukowcy wezmą kolejne i poddadzą je tym samym procedurom od nowa. Po drugie dlatego, że nie mając pojęcia o historii zwierząt można im tylko zaszkodzić. Na przykład: nie zawsze da się na oko rozpoznać że zwierze jest chore, albo ma nowotwór. Zwierzęta biorące udział w eksperymencie mają zapewniona najlepszą możliwą opiekę w tym leczenie przeciwbólowe (niekiedy narkotycznymi lekami przeciwbólowymi) a tego poza placówką badawczą zapewnić im się nie da. I tak w imię ideałów zostaje się dręczycielem. 

I po trzecie te same ruchy, które upatrzyły sobie laboratoria, nie robią nic w sprawie przemysłowej hodowli zwierząt, a to dopiero jest piekło, nie mówiąc już o bez porównania większej liczbie cierpiących zwierząt. 

Jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się więcej, to tu https://www.crazynauka.pl/doswiadczenia-na-zwierzetach-jak-to-wyglada-od-strony-eksperymentatora/ jest mój stary tekst o tym jak wygląda życie zwierząt laboratoryjnych. Dziś pewnie dodałabym, że wszystko kręci się wokół słowa "minimum" a takie w pełni szczęśliwe życie tych zwierząt wymagałoby ze dwa- trzy razy więcej przestrzeni i środków. Ale wciąż jest to o wiele, wiele lepsze, niż hodowla przemysłowa, którą opisuje Ola Stanisławska, a ja szczerze ten tekst polecam. https://www.crazynauka.pl/koszmar-hodowli-przemyslowej-jak-wytwarzane-jest-mieso/ 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy