Najwyższy szczyt Belgii czyli spacer po bagnach

Prawie niespodziewanie przyszedł jeden z nielicznych świątecznych wolnych dni w Belgii, 30 maja, czwartek. Ewa zapracowana, ja oczywiście pracujący w piątek, w sobotę tropienie... Ponieważ doświadczenia nie idą do końca zgodnie z planem, jak to nauka sobie, a życie sobie, i wyszło że nie ma na czwartek komórek do doświadczeń, mieliśmy czas na dłuższy wyjazd. Padło na planowany już od jakiegoś czasu najwyższy szczyt Belgii. Pojechaliśmy, popatrzyliśmy i... poszliśmy na spacer po otaczających bagnach.





Dość miła pani w informacji turystycznej poinformowała nas, że wprawdzie na "główną" trasę z psem wchodzić nie wolno, ale omijając jej część już można. Wyszło przy tym, że pracowicie znaleziona przeze mnie trasa, wydrukowana, została w domu. Mieliśmy więc tylko lokalną książeczkę i wskazówki, wybiórcze i niedopasowane do naszych oczekiwań. Wprawdzie wyznaczone są szlaki spacerowe wokół, ale... nie ma żadnej ich mapy. Belgijska niechęć do zobrazowania przestrzeni jest porażająca.
Trasę już w trakcie zmodyfikowaliśmy, więc z planowanych 8,5 km, przyciętych o część zamkniętą dla Moyraka, wyszło blisko 12. Męczący fragment był tylko jeden i to krótki, przez las - poza tym płasko do bólu, miejscami mokro w pobliżu moczarów. Całość okolicy bowiem to płaskowyż, bynajmniej żadne góry...





W mniej podmokłych rejonach wystarczyły krótkie turystyczne buty, w bardziej podmokłych były poustawiane podeściki. 












Znalazło się ciut bardziej suche miejsce na chwilę szaleństwa i odreagowanie łażenia na smyczy...



Oraz na obowiązkowe , Moyrackim zdaniem, tarzanie się w trawie. Podobno aktywność ta ma na celu zebranie trochę lokalnego zapachu na własne futro, ale my podejrzewamy, że Moyra po prostu ma z tego ogromną frajdę. 



Później dostrzegliśmy jakieś urozmaicenie w budowie terenu...






I nawet przyszło nam się na nie wspiąć. 



Po obejściu okolicy wróciliśmy na parking (tuż przy najwyższym miejscu w Belgii) i wspięliśmy się kolejne sześć metrów wyżej... na betonowe schody, które z przyczyn, co do których nie jesteśmy zgodni, zostały dostawione, żeby z 694 metrów móc wspiąć się jeszcze te 6 do pełnych 700 npm.




I tyle z naszych coraz dłuższych wypadów, budowania formy porannymi biegami po lesie. Nie zrażamy się jednak, postanowiliśmy, że w czasie pobytu zrobimy całą koronę Beneluxu. Belgia już zaliczona.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy