Pasen 2

Na niedzielę zaplanowaliśmy kolejną wycieczkę, na podstawie mapki w książeczce. Z planu wycięliśmy kawałek przez miasto, za to dodaliśmy trochę nad rzeką. Zapowiadało się fajnie. 
Po dotarciu na miejsce trochę się zdziwiliśmy, bo na parkingu było naprawdę sporo samochodów. 
Wyjaśnienie jest tylko jedno: Belgowie mają jakiś pociąg do rzek. Na pagórki zbyt leniwi, tłumnie ruszają na wycieczki przy rzekach. Poprzedni szlak był pusty, wcześniejsze również - z wyjątkiem jednej trasy przy rzece właśnie. Później musieliśmy odrobinę zweryfikować swoją opinię: Belgowie bardziej od spacerów nad rzeką lubią 5 minutowe wycieczki na punkty widokowe! 
I tak stromy kamienisty kawałek na początku trasy (kiedy Moyra jest nakręcona po wyjściu z samochodu) był mało przyjemny. Niestety, zgodnie z przepisami musi być na smyczy,  więc nawet gdybym miała do niej pełne zaufanie że nikogo nie przestraszy, nie mogłabym jej puścić. O tym, że nasze bydlę pójdzie przy nodze na takiej trasie nawet nie było co marzyć (za żarcie pewnie by poszła zeskakując po jednym kamieniu, ale wtedy jakoś nie pomyśleliśmy), więc trudniejsze miejsca robiliśmy po kawałku: Najpierw szłam ja, później doganiała mnie luzem Moyra i dopiero Joshua. W ten sposób nie było ryzyka, że ktoś straci zęby. 
W końcu minęliśmy punkt widokowy i doszliśmy do rzeki. Stąd 99% spacerowiczów zawracała i wracała na parking dłuższą, ale bardziej płaską drogą. My poszliśmy dalej przed siebie. Najpierw wzdłuż rzeki, później w górę... A później nasze aplikacje z mapami okazały się nieidealne i postanowiliśmy wrócić nad rzekę. 










Trasa była dłuższa, więc zaplanowaliśmy postoje... ale ewidentnie za mało, za krótkie, albo nasz maluch wciąż nie nauczył się porządnie odpoczywać, bo padło biedactwo 500 m od parkingu. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy