Update z ostatnich dwóch tygodni

Joshua napisał już o swojej pracy.
Z tego co opowiadał Barbadosczy... sja... jak to, cholera, napisać? Sami mówią o sobie Bajan, ale tym razem niech jeszcze będzie "mieszkańcy Barbados" prawie są w stanie wymówić jego imię, choć sami są pod wrażeniem, że kiedy on je wymawia,  na początku słychać "P", bo oni tego zrobić nie potrafią. Więc chyba i tak zostanie Joshuą.
Joshua w dni pracujące w domu jest niewiele. Zarówno poranny jak i popołudniowy spacer z Moyrakiem jest na mojej głowie. Póki co jeszcze jest ok. Jasno robi się około 7:40, od 7:30 zaczyna się wzmożony ruch (i tragiczne korki), który później po 8 maleje i ponownie nasila się od 8:30.
Do parku normalnie jedzie się 5 minut, ale w tym celu musze załapać się poza największym ruchem. W przeciwnym razie przejazd dobija minut 20, a czujnik zbliżeniowy w samochodzie wyje niemiłosiernie, bo w ciasnych Namurskich uliczkach mijam z jednej strony zaparkowane samochody, a z drugiej sznurek aut w przeciwną stronę. I wszystko na centymetry.
Tak czy inaczej do parku docieram kiedy robi się jasno. Po ciemku nie da się tam chodzić i obawiam się, że niedługo opcja spacerów w tamtym miejscu nam odpadnie. Zimą jasno będzie dopiero od 9.

Mnie właśnie minęło 6 miesięcy na uniwerku. Aż cieżko uwierzyć jak szybko zleciało!
Prawie przyzwyczaiłam się do belgijskich zwyczajów i czuję się tu prawie na miejscu. Nie drażni mnie już ślamazarne tempo w urzędach, ani nawet sklepy zamykane o 18. Trochę wciąż boli brak opcji zrobienia zakupów w niedzielę, bo jednak sobota nie zawsze jest wolna, ale mogę powiedzieć, że da się z tym żyć.
W pracy czeka mnie w końcu mój właściwy projekt. Nie mogę się trochę doczekać, choć z drugiej strony ten pierwszy w końcu jakoś idzie.
Robię już piękne i bardzo jednorodne nanocząstki - co prawda na razie tylko 17 nm, do 50 jeszcze ciut im brakuje, ale będę próbowała je "urosnąć". I tak czuję, że skończy się na 35 nm, bo 50 będą za duże do ostatecznych planów, ale co tam. Jutro mam w planach koniugację moich 17 nm cząstek z przeciwciałami. Mam nadzieję, że wyjdzie.

Moyrackie treningi tropieniowe trwają. Idzie nam całkiem nieźle, ja sama zaczynam się orientować co i kiedy psica sygnalizuje. Gdybyż jeszcze jej reakcja na obcych ludzi złagodniała...
Runner jest ok, choćby i widziała go pierwszy raz w życiu: w końcu to ona za nim podąża to jej "wybór" żeby podejść do niego/niej. Ale kiedy ktoś nieproszony sam rusza w jej stronę, zaraz osadza go na miejscu ostrym szczekaniem.

Wczoraj - w niedzielę - wypadł pracowity dzień dla mojego męża. Udało się nam kupić drugie łóżko! I to takie, pod które wejdą szuflady (które już mamy).
A na deser przywiózł jeszcze Roombę.
Co mi przypomina, że dużo bardziej odpowiadają mi zwyczaje panujące na północy: łóżko było wystawione z ceną minimalną, więc Joshua taką właśnie zalicytował. Chwilę później ktoś go przebił o 25 euro, ale sprzedający skontaktował się z nim, pisząc, że był pierwszy, więc jeśli chce, łóżko jest jego.
Umówili się na 9 i wszystko poszło zgodnie z planem. Gdzie tam Walończycy! Można przebić minimalną, umówić się na odbiór, potwierdzić do dzień wcześniej a w dniu wyjazdu usłyszeć "a, sprzedałem".
Jeśli miałabym tu zostać, przenoszę się na północ.
Tymczasem Moyra zapoznaje się z Roombą. Jeszcze jej się nie podoba, kiedy robot rusza w jej kierunku, chyba jeszcze bardziej fakt, że ostrzegawcze warknięcie nie robi na nim żadnego wrażenia. Ale swobodnie do niego podchodzi, kiedy kieruje się gdzieś indziej, niucha czy zgarnia z niego dummy z przysmakami. Ogólnie jesteśmy zadowoleni. Przynajmniej będzie bezwysiłkowo czysto pod łóżkami.

Na koniec jeszcze o nowej trasie spacerowej, zaledwie 15 minut z domu samochodem, bo widoki są obłędne.
Pamiętacie skały na wschód od Namur? Widać je czasem na zdjęciach znad rzeki. Ciągną się spory kawał drogi na wschód, a na górze jest las z wyznaczonymi trasami spacerowymi. Zbyt mało na porządną wycieczkę, ale w sam raz na długi popołudniowy spacer. Byliśmy tam już kiedyś i wczoraj też poszliśmy zobaczyć co jest w innych rejonach.


Tu z pierwszego wyjścia, wczoraj zwiedzaliśmy rejony na zachód i północny zachód od punktu 3. 


Za pierwszym razem przechodziliśmy obok budynków opactwa. Trzeba przyznać, ze te stare wiejskie zabudowania są tu naprawdę urocze.  



Ponieważ przymierzamy się do nowych aktywności wodnych w lecie (pod warunkiem, że Moyra polubi wodę), to już teraz na sucho wykorzystujemy okazje do dalszego ćwiczenia równowagi i zachęcamy naszego smoka do łażenia po pniach.

A tu widoki z góry na skały. Gdzieś tam w oddali jest Namur.


Na zachodzie szlak dochodzi do drogi a kawałek wcześniej ktoś się bujał na linie. 

 Pan tez załapał się na zdjęcie z Moyrakiem...

A tu znów pieniek. Za pierwszym razem Moyrak ślicznie się obrócił i zszedł, za drugim radośnie zeskoczyła.

I tak, ja się wysilam, obniżam samochód za każdym razem, żeby wyskakując łokci nie obciążała za bardzo... A tu moje śliczności takie skoki wykonuje. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy