Rządowa robota

Od dwóch tygodni moje życie (przez trzy dni w tygodniu) wygląda tak: pobudka, kawa, pociąg, metro, jedno skrzyżowanie spacerem... Osiem godzin (plus lunch) w biurze, droga powrotna w odwrotnej kolejności. W sumie licząc od wyjścia z mieszkania do wejścia do biura mam circa 1:30h, samej jazdy mniej - ale belgijska kolej jest niewiele bardziej punktualna, niż polska, przynajmniej na liniach lokalnych.
Tu miały być foty 4 kas na dworcu opisanych jako "otwarte" z jedną faktycznie obsługującą podróżnych, i tablica wyświetlająca opóźnienie mojego pociągu; zwyczajowo kilka minut, które w Brukseli potrafi się rozwinąć do ponad 20. Tyle, że czasami jedzie punktualnie.

A tak po kolei to było tak: wysłałem odpowiedź na ogłoszenie na "asystenta księgowego", po paru dniach napisała szefowa biura turystycznego  z Brukseli, zadzwoniła, porozmawialiśmy, zaprosiła mnie na rozmowę na miejscu w biurze, miała jeszcze jakichś kandydatów, więc decyzję miała podejmować po z górą tygodniu; zadzowniła za dwa dni czy mogę z miejsca zacząć... Odpowiedziałem, że mamy gości i miała nie podejmować decyzji przez ten tydzień. Zacząłem w ubiegły poniedziałek nierówną walkę z tonami papierów wypełniającymi biuro, jutro mamy sobie - po dwóch tygodniach okresu próbnego - ustalić czy będę pracował na stałe. Byłoby fajnie, robota rządowa...


Jakby ktoś potrzebował jeszcze potwierdzenia, to tak - pracuję dla oficjalnej agencji turystycznej rządu Barbados, byłej brytyjskiej kolonii na Karaibach, samodzielnej od 1966 roku.. Powierzchnia kraju ca. 430 tys km2, ludności wg. ostatniego (2010) oficjalnego spisu niecałe 270 tys. Jak jutro się ten stan utrzyma, to będę porządkował papierki (po angielsku) i pilnował wypłat diet dla mojej szefowej.
Nie, nie mam przewidzianych służbowych wycieczek na wyspę, ani innych profitów - i to pomimo faktu iż wyspiarze uważają się za spadkobierców wytwórców najstarszego rumu na świecie.


Po drodze przynajmniej belgijskie towarzystwo ma poczucie humoru:
"Dlaczego stolicą EU jest Bruksela? Bo Belgia zaczyna się na B."
"Dlaczego w okolicy (zdjęcie ze stacji metra Schuman) są wszystkie europejskie instytucje? Bo 100 lat temu osiedliły się tu zakonnice."
Pierwsza kwestia dotyczy tego, że po ustanowieniu europejskiej wspólnoty ekonomicznej miejsca posiedzenia miały się zmieniać, a Belgia była pierwszym gospodarzem i... tak jej zostało.
Druga to sprawa organizacyjna: nie mając miejsca na unijne budynki, rząd zainteresował się szkołą z internatem (i dużym parkiem) w centrum miasta, należącymi do zakonnic. Ostatecznie je wykupił i tu postawiono biurowce.


Ciagle nie mogę przywyknąć do faktu, że cała Europa zachodnia gubi w historii jeden rok z II wojny. Dworzec (bodajże centralny) w Brukseli.


Takie tam ciekawostki po drodze, witryna lokalnego baru.

A tak poza tym to mieliśmy kilkudniową wizytę rodziców (znaczy teściów) na zwiedzanie, więc jeszcze trochę zdjęć jak Ewa przerobi będzie do wrzucenia. Przez kilka dni zwiedzaliśmy okolicę: ogrody Annevoie (50 instalacji wodnych zasilanych naturalnie z 4 źródeł, nieustannie od 250 lat), Dinant czyli drugie miasto w dolinie Mozy, powyżej Namur, Muzeum Sił Zbrojnych w Brukseli (przy tej okazji przypominam, że Belgia jako państwo datuje się od 1830 roku i nic, co wcześniejsze, nie jest jakoś specjalnie w tutejszej historii akcentowane), Bouillon jako perłę Ardenów, i jakieś pomniejsze.


Dinant.


Bouillon.


Annevoie.


A tymczasem na namurskich ulicach...


Przy okazji jakiegoś wyjścia na zakupy (to chyba było po krawat przed rozmową rekrutacyjną) miałem okazję napotkać widok, jakiego na polskich ulicach już nie doświadczymy: lokalna procesja protestujących, z różnych zdaje się ugrupowań, zamykana przez "poczet sztandarowy" tutejszych "czerwonych" czyli partii socjalistycznej.
Przy okazji anegdotka: zaciągnąłem się (niestety bez możliwości kontynuowania, ze względu na pracę) na lekcje francuskiego dla imigrantów. Na jednej z nich nasza lektorka zaczęła ze względu na zbliżające się wybory opowiadać o systemie politycznym, i kiedy doszła do tego, że socjaliści są neutralni w stosunku do religii, ani ja, ani stary Afgan (swoją drogą również uczony w szkole rosyjskiego) nie mogliśmy się z nią nijak zgodzić. Cóż, kolejny raz wychodzą różnice historyczne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy