Kawaleria na odsiecz, czyli jak dzwoniłam na policję.
Od kiedy Joshua pracuje, poranne spacery w poniedziałek środę i piątek obstawiam ja. I nie, nie wystarczy 10 minut. Piesa zostaje sama na conajmniej 8, 9 godzin, a że jest młoda i zasilana conajmniej reaktorem jądrowym IV generacji, to swoje wymagania ma. Dlatego jeździmy do parku. Tak było i w ostatni piątek. Zebrałyśmy się o 8:30, bo to pora o której da się tam dojechać bez stania w korkach. Przyjeżdżamy, z nastawieniem, ze jak zawsze zaparkujemy sobie spokojnie, a tu ani jednego miejsca. NIC! Kawałek dalej jest duży parking "wewnętrzny" za bramą. Całe lato był regularnie używany, aż później ktoś zaczął tam składować kostkę kamienną chyba z jakiejś rozbiórki. Ale tylko na najdalszym kawałku, więc nie był to problem. Później zaczęli zamykać bramę. Ale ostatnio widziałam, że brama jest otwarta a na placu poza tym, że jest trochę rozjeżdżonej ziemi NIC się nie dzieje. No i w piątek brama tez była otwarta. Żadnego znaku, żadnej informacji, nic. Tylko tablic...