Trafił swój na swego... Czyli klatka od geeka.

Po sobotnim nordic walkingu pojechaliśmy po klatkę dla Petite Terreur. Tym razem było nam potrzebne coś mocniejszego, co wytrzyma ewentualne próby wydostania się naszego bydlęcia, cechą wartą uwagi są też okrągłe na przekroju elementy stanowiące kraty, gdyż Moyra udowodniła, że ból jej nie straszny i obtarła sobie nos do krwi próbując wydostać się przez okno z samochodu. 

Klatki spełniające nasze wymagania, o oczekiwaniach nie wspominając, do tanich nie należą. Dlatego bardzo się ucieszyliśmy z używki wystawionej w internecie. 
Po dodatkowej negocjacji ceny, klatka została oznaczona jako zarezerwowana, a uprzejmy właściciel zgodził się poczekać tydzień na odbiór. Naprawdę wylądowaliśmy w złej części tego kraju! Tak samo było z samochodem: powiedzieliście, ze bierzecie, znaczy zabierzecie, jest ok!
Mentalność północnych, znajomość języków (w tym angielskiego) i odjechany niderlandzki zamiast francuskiego podoba nam się tak bardzo, że chętnie byśmy się przenieśli. Jedynie znajomość francuskiego w przyszłości może się bardziej opłacic no i ukształtowanie terenu mamy tu lepsze.

Sam dojazd zajął nam dłużej niż planowaliśmy, ale w okolicy odbywał się wyścig kolarski. Przejazdy chyba były zorganizowane w pętle, a porządku pilnowali lokalesi w żółtych kamizelkach, kierując nas na objazdy niekiedy wąskimi drogami.



Impreza była oczywiście dobrze zabezpieczona, z przodu - policja, z tyłu - karetka. 

Jeszcze przed dojazdem na miejsce, sprzedający zaznaczył, że dom łatwo rozpoznamy po oznaczeniach z okazji urodzenia się syna, Thora. 
Zastanawialiśmy się po drodze jakie te oznaczenia będą...
Były dość stonowane... jak na to, co ujawniło się później. 


Bo później było już tylko lepiej. Fan Starwarsów, wyglądem celujący pomiędzy Wila Wheatona i Samwella Tarly, opowiedział nam jak to wybrał klatkę dla psa, żeby była wygodna, duża i bezpieczna. Że ma regulowaną długość, by wykorzystać maksimum przestrzeni w bagażniku, była testowana w crash testach, ma łatwe do otwarcia w sytuacji awaryjnej drzwiczki, montowane na siłowniku, żeby same się nie zatrzaskiwały, dodatkowe wyjście awaryjne z drugiej strony, własną strefę zgniotu i cholera wie co jeszcze. Dołożył jeszcze matę antypoślizgową, którą kupił pod klatkę! Jednym słowem postarał się, by pies miał komfortowe warunki i zapewnione maksymalne bezpieczeństwo... Po czym użył klatki trzy razy, bo pies się boi jeździć samochodem.

Aż się zastanawiałam, czy nie powiedzieć mu jak można psa przyzwyczaić do samochodu i że to nie jest tak, że się nie da, bo słuchając tego wszystkiego zrobiło mi się go żal... Ale Tim (bo tak miał na imię) powiedział, że zrezygnowali z wyjazdów, zabierają psa na długie spacery w okolicy i wszyscy są szczęśliwi, więc zapłaciliśmy za klatkę, pogadaliśmy jeszcze chwilę i pojechaliśmy. 
Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zaprosi nas na piwo i wyjmie Starwarsowe klocki Lego o których opowiadał. Chwilę później wybiegł jeszcze raz, w samych skarpetkach, bo się zorientował, że dostał o 5€ za dużo. Ech, że też w Namur na takich nie trafiliśmy! I byłoby z kim pograć i do knajpy sie przejść.




Minęło kilka dni, zgodnie z przewidywaniami, Moyra polubiła klatkę, ale na etapie przed zamknięciem zawsze jest łatwo.  W sobotę test w warunkach polowych. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy