Była farmaceutka na wydziale fizyki - Uwaga, naukowy bełkot

Wiem, że bloga czytają i tacy, których to obchodzi, więc trochę update'u z pracy. Na wypadek gdyby jednak ktoś niewtajemniczony chciał czytać, będzie prosto i z wyjaśnieniami.


Grupę mamy sporą, jest nas dobre 20 osób, nie licząc sudentów. Jeszcze nie wszystkich pamiętam po imieniu, zwłaszcza tych z którymi nie pracuję i nie spotykam się w biurze.
Biuro może nie jest jak call office w Indiach, ale dzielimy w 12 osób jedno bardzo duże pomieszczenie: fizycy, przynajmniej dwie chemiczki, biochemik i ja. Biurka maja tu zarówno postdocy jak i doknotanci, a nawet magistrantka, czy techniczka. Czasami niektórzy z tych ludzi pracują wspólnie nad jakimś projektem lub jego częścią, ale do narad służy osobny pokój. W biurze nie odbiera się prywatnych telefonów, ani nie ma miejsca na pogaduchy. No, chyba że wspólnie idziemy na lunch lub ciasto.
Teoretycy i symulanci (od symulacji komputerowych) siedzą osobno przy swoich kompurerach w pokoju, którego lokalizacji nie jestem pewna, ale gdyby była taka potrzeba to znajdę.

Narodowościowo jest mix, ale nie aż taki jak w US.
Mamy duzo Belgów, dwoje Rosjan (oni są wszędzie), Kolumbijczyka, Greczynkę, Włocha, Kanadyjczyka i chyba dwie osoby z Francji. Może ktoś jeszcze jest z kraju, którego nie wymieniłam, ale nie jestem pewna, i tak wszyscy poza mna i Greczynką nawijają równo po francusku.
To czasem bywa problemem, bo w porze lunchu też domninuje francuski.

Lab nie jest za duży... No dobra, w sumie jest w pierniki duży, ale akcelerator zajmuje naprawdę dużo miejsca, więc reszta musiała zostać upchnięta w dośc małych pomieszczeniach.
I tak hodowle komórkowe są w malutkim pokoiku przez który...  przechodzi się do labu chemicznego Dla mnie nie osobiście to skandal, przecież ci wszyscy ludzie nie powinni wchodzic do pomieszczenia z komórkami. Już widzę wyniki testów na mykoplazmę (Niby badają, ale co dwa miesiące, więc jak dla mnie za rzadko). Ale rozumiem że o ile laminar (do pracy z komórkami w warunkach jałowych) dałoby się przenieść do tego dalszego pokoju, to przesunięcie hooda z podciśnieniem, który zabezpiecza pracującego przed drażniącymi czy toksycznymi substancjami z całym układem, może być trudne.
No i trzeba wziąć pod uwagę, że to w większości fizycy, więc wiele dla mnie oczywistych rzeczy jest dla nich niezrozumiałych. Raz prawie pokłóciłam sie z szefem, kiedy rozporcjowywałam oczyszczone białko pod laminarem. Nie mógł zrozumieć, po co się "bawię" w warunkach jałowych.
Chyba 5 minut tłumaczyłam mu, że zakażenie tego białka bakteriami z powietrza jest ostatnią rzeczą jakiej chcemy i że owszem, ostatecznie i tak będę z nim pracować na powietrzu, ale z małymi porcjami używanymi tu i teraz, a reszta będzie mogła czekać sobie sterylna w zanrażarce przez nawet kilka miesięcy. A później, że rozporcjowanie jest konieczne równiez dlatego, że cykle zamrażanie rozmrażanie mogą zmienić strukturę owego białka lub spowodowac jego agregację tak, że moje przecieciala przestana je rozpoznawać. Dlatego lepiej mieć małe prorcyjki, z których każda przejdzie mniej cykli zamrażanie - rozmrażanie, niż przeszłoby całe, nierozporcjowane białko. W końcu powiedział "OK", ale nie łudzę się, że zapamiętał. Ja też nie zawsze pamiętam, a nawet nie zawsze rozumiem co do mnie mówią. I to nawet kiedy mówia po angielsku. Mój szef nie zawsze łapie, że niektóre z tyutejszych urządzeń czy technik badawczych znam tak dobrze jak francuski czyli wcale. Czasem musze się dopytać o co chodzi, ale zawsze dostaję wyjaśnienie na odpowiednio prostym poziomie i nikt nie ma do mnie pretensji, że czegoś nie wiem. Najbardzoej wkurzają mnie zwroty w stylu "czemu nei używłaś CPS?" Wtedy zamiast odpowiedzieć, próbuję rozkminić co to jest CPS. A ostatecznie i tak musze spytać.

Tydzień temu miałam szkolenie z pracy na akceleratorze. Mam już swój dozymetr i... wiem że akcelerator włącza się i ustawia długo. (Pomijając oczekiwanie na stabilizację zaraz po starcie, która trwa do 2 h, ustawienie wszystkiego zajmuje jeszcze dodatkowe 2-3h. Jak? To skomplikowane. Pewnie zajmie mi to kilka kolejnych dni prób i błędów, zanim sama się nauczę. To oznacza, ze nauka może być kosztowna.
Tijani, który brał udział w kobnstruowaniu tego sprzętu, podczas demonstracji włączania sam popełnił błąd (chciał nam pokazać, że jedna z dźwigni nie da się przestawić - dała się) i musieliśmy czekac kolejne 20 min na przywrócenie próżni w układzie. Teraz Tijani musi przynieść ciasto. Taki lokalny zwyczaj, jak się coś koncertowo spieprzy, przynosi się ciacho. Widzę, że Emilio (który zaczął pracować na akceleratorze w tym tygodniu, ma już do przyniesienia dwa...) więc pewnie dobrze będzie kupić ten mikser i zacząć piec samodzielnie zanim mnie to czeka, bo jednak gotowe ciasta są tu stosunkowo drogie, a przynosi się jednorazowo 2-3, żeby dla całej grupy było.

Żeby był pogląd o czym mówię,  oto zdjęcie naszej zabawki. Tu widok na kolejne ścieżki, sam akcelerator to ta"cysterna" na dalszym planie. A za akceleratorem jest jeszcze część sprzętu, dźwigni, śrubek i mnóstwo kabli.
Tak, to samoróbka. Nie ma komercyjnie dostępnych akceleratorów badawczych, które miałyby prostą obsługę i elementy zamknięte w estetycznym pudełku jak cała obecna komercyjna elektronika.
Wszystko ustawia się samodzielnie. Na ścianie wisi pokaźna kolekcja kabli, które również często są używane, kiedy ktoś chce skorzystac z jakiejś nieużywanej ostatnio opcji.Co również oznacza, że ów ktoś musi sobie wybrać odpowiedni kabel i wiedzieć gdzie go podłączyć. Dobre, prawda?
Poniżej stanowisko do pracy z materiałem biologicznym.


Zanim zacznę używać akceleratora minie jeszcze trochę czasu. Na razie wciąz zajmuję się pobocznym projektem i czekam aż ruszy finansowanie mojego właściwego programu. Tak więc zajmuję się chemią i wprawiam w obsłudze mikroskopu elektronowego. I CPS.
Z nanocząstkami dzie mi tak sobie. Ostatnio Anna spytała, czy zamieniłam złoto w węgiel. Byłby to może i jakiś sukces, choć wciąż wolałabym ołów w złoto...
W czym rzecz? Ano w nanocząstkach.
Draństwo jedno powstaje ładnie wg zoptymalizowanego protokoły Sébastiena, ale jest za małe. Jakieś 5x za małe.
Dlatego zmieniłam protokół. I pewnie wszystko byłoby dobrze, ale nie dotarła moja przesyłka ze związkiem, który miał otaczać nanocząstki, w ten sposób blokując ich agregację.
Bez tego związku dostaję takie coś:

Wygląda to jakby nanocząstki powstawały a później szukały sobie towarzystwa i zbijały się w takie aglomeraty, już nie do rozerwania. Oczywiście właściwości tego czegoś są dla mnie kompletnie niesatysfakcjionujące, a piękna fioletowa, przejrzysta mieszanina staje się bura i mętna.
Próbowałam już stabilizować nanocząstki dodatkiem BSA (białko z surowicy krwi), ale najpierw powstały jakieś ogromne cząstki (roztwór zrobił się niebieski), a później czarny osad na ścianach naczynia.
Ciekawa jestem czy oranż akrydyny (taki barwnik fluorescencyjny, który czepia się absolutnie wszystkiego: plastiku, szkła, metalu... i jest prawie niemożliwy do usunięcia) by pomógł? Chwilami korci mnie, żeby spróbować, ale pózniej mogę nie domyć kolby reakcyjnej (Sébastien by mnie chyba zabił) a poza tym fluorescencja ograniczy mi możliwości pomiarowe.

Tak na prawdę, to może się okazać, że wszystko czego potrzebuję to przesyłka z Sigmy i mój ligand...  We środę wznosiłam modły do jego makaronowatości  bo użyłam ligandu Sébastiena w nadziei że zadziała.
...Nie zadziałało. Jest jednak znaczna poprawa. Spróbuję dodać go następnym razem trochę więcej.

Najgorsze w tym wszystkim jest parcie na czas. Chcę doprowadzić ten projekt tak daleko jak to możliwe zanim przejdę do następnego.

Znów wprawiam się w "R" (język programowania do analizy danych i obliczeń statystycznych). I to już robi się nudne. Co dojde do jakiegoś poziomu sprawności, przestaję go używac i wszystko zapominam.
Na szczęście mam swoje stare notatki, bo danych do analizy jest duzo. Gdyby nie mikroskop elekronowy, utonęłabym w tabelach i wykresach. A tak, mam przynajmniej jakieś obrazki. Jak powiedział Tytus Bernaś "Co to w ogóle za lab bez mikroskopu?"
Przynajmniej moje umiejętności w analizie obrazu robią tu wrażenie.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy