Bruksela w przelocie i inne przypadki drogowe

Kilka (dosłownie) zdjęć ze stolicy królestwa.


Na pierwszy ogień jak zobaczyliśmy miasto: szerokie ulice, mnóstwo samochodów, korki na potęgę, coś tam w tle jakby jakieś zabytki, albo inne według przewodników warte obejrzenia. Tak naprawdę to po wizycie Ewy w ambasadzie US pojechaliśmy po suszarkę, a z suszarką - do domu. Zwiedzanie będzie innym razem.


Z krótkiego spaceru po ulicy: opuszczony biurowiec w samym centrum miasta, dosłownie parę ulic od różnorakich ambasad, lokalnych instytucji europejskich i całej reprezentacyjnej reszty. Kiedyś zapewne był zielony, ale przy wyprowadzce raczej zakręcono kurek i roślinki skończyły jako martwa natura.


O mały włos, a po takich schodkach znosilibyśmy naszą suszarkę. W windzie nie było nawet miejsca na drugą osobę poza samym urządzeniem, więc poszedłem schodami. Po znalezieniu włącznika światła było lepiej, aczkolwiek i tak byliśmy ciekawi jak sobie radzą z mieszkańcami na przykład służby ratownicze, mając do dyspozycji tylko taką klatkę schodową albo miniaturową puszeczkę windy.


To powyżej oczywiście sprzed kilku dni, ale jak zwykle piszę jak mi się coś przypomni, albo akurat zrzucę zdjęcia.
Tymczasem poza psią sobotą i psią niedzielą, w poniedziałek znów bawiłem się w jazdę w kółko; tym razem dywan, znaleziony na lokalnym portalu z używkami (ale często z rzeczami nowymi lub prawie nowymi, bo komuś nie podeszło). Jakby się ktoś tu wybierał: 2ememain.be i pamiętać, bo można naprawdę się wyposażyć za znacznie niższe kwoty, niż przy chodzeniu po sklepach. Np. o włos uciekło nam łóżko z kompletem szafek nocnych za 100 euro, bo się nie mogliśmy szybko zdecydować. Z drugiej strony sklepy z używkami są, ale wyposażone raczej marnie i rzekłbym że w odpadki z tego, czego się nie udało komuś sprzedać inną drogą. Ale wracając do dywanu (i innych wyjazdów): 35 km, z tego 5 po obu miasteczkach, a 30 autostradami i drogami szybkiego ruchu. Cała Antwerpia to około 1.5h jazdy, znów prawie cały dystans po autostradach. Trzeba przyznać, że pod tym względem jest tu gęsto od dróg; czasami jedzie się trochę dookoła (albo raczej: po trójkącie), ale w końcowym obrachunku i tak jest szybko i wygodnie.


Gorzej jak widać - z parkowaniem. To niedaleko od nas, na szerokim skrzyżowaniu, pod ostrym kątem, lokalesi uznali że miejsca jest dość na środku na trzy (sic!) samochody; kiedy środkowy sobie pojechał, został taki oto obrazek. Sytuacja w tym miejscu nagminna.
W tle ciekawy dom, drewniana konstrukcja na stalowym rusztowaniu, zawieszona nad gruntem, jeden z nielicznych tutaj takich. Jak już mają skarpę, to przyklejają do niej ściany, a w razie zapotrzebowania stawiają mury oporowe, mało urodziwe. Za to domy - jak ten narożny - częściowo ze starego kamienia, a częściowo dobudowany później (?) z cegły, są typowe dla całej starszej części miasta.



Z niedzielnego tropienia sobie zostawiłem zrobione w przelocie zdjęcia katedry w Nivelles. Przynajmniej dzięki psim wycieczkom zobaczymy kawałek kraju, albo przynajmniej odnotujemy gdzie warto przyjechać.
W ogóle cały pomysł wpisuje się świetnie w koncepcję ochotniczej pomocy; do GOPR-u jakoś nie było po drodze, jeżdżenie w R2 trochę się nam rozjechało. Tymczasem zasady szukania ludzi są takie same na całym świecie, i chociaż nie mamy bloodhounda (tylko Hellpuppy), to po przeszkoleniu możemy pomóc w razie potrzeby - gdziekolwiek. Jak powiedział Stefaan na pewno nie przed upływem pół roku (pewnie raczej jako zabezpieczenie, niż z psem), a Roger twierdzi że wyszkolenie to głównie praca opiekuna, bo pies zasadniczo już posiada potrzebny zestaw umiejętności, ale aktywność jest na tyle ciekawa, że chyba i ja nie będę za bardzo narzekał.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy