Meblowanie mieszkania

Wciąż żyjemy. 
Brak wiadomości na blogu wynika z tego, że na podłączenie internetu w Belgii czeka się około 2 - 3 tygodnie. 
Jak na razie (Internet zamówiony we wtorek) nawet nie udało mi się potwierdzić złożonego zamówienia, więc może być jeszcze dłużej. 
Póki co korzystamy z danych w telefonach, a że potrzeba ich sporo (GPS w telefonie, zamówienia, maile, podłączenie prądu i tak dalej), to aktualizacja bloga zeszła na plan dalszy. 

We wtorek i środę miałam dużo pracy i jeszcze kilka załatwień odnośnie mieszkania. 
Najpierw musiałam wybrać dostawcę elektryczności. Jak się łatwo domyślić, ze stron po francusku nic nie zrozumiałam i dla ułatwienia pozostałam przy tym, co wybrał poprzedni lokator. Niestety okazało się, że to nie wystarcza: Do wyboru były promocje taryfy, a nawet po przetłumaczeniu na angielski informacje były tak nieprecyzyjne, że dopiero wspólnie z agentką nieruchomości, która cały czas nam pomaga, udało nam się to ustawić.  
W tym czasie Joshua zajmował się Moyrą. Nie chcieliśmy zostawiać jej samej tak od razu po przeprowadzcem żeby nie wygenerować kłopotów na przyszłość, więc zwiedzał z nią okolicę, trochę odleglejsze parki i próbował przetłumaczyć jej, że nie ma potrzeby drzeć mordy z mieszkania na wszystkich przechodniów na chodniku. To ostatnie wyszło o tyle, że jeśli przechodzień po prostu mija nasze mieszkanie, to Moyra mu odpuszcza. Niestety brak jakiejkolwiek zasłony w oknie sprawia, że część przechodniów zagląda nam do mieszkania. A tego Moyrak już nie akceptuje. Rusza wtedy z awanturą w stronę okna. Czasem udaje się jej nieźle zaglądającego przestraszyć. Dobrze im tak.

We wtorek Joshua wybrał się do sklepu z używanymi meblami, ale od mojej tam wizyty nic się nie zmieniło: nie ma nic co mogłoby się nam przydać. Wyszukał też inne potencjalnie ciekawe sklepy, które po osobistej wizycie straciły na ciekawości. 
To nie jest tak, że tu nic nie ma. Jest sporo, tylko większość tych mebli nie spełnia naszych szczególnych wymagań: tanio, chętnie używane, tak żeby po dwóch latach pozbyć się bez żalu, a jednocześnie z odpowiadającym nam wyglądem i jakością.

Postanowiliśmy wybrać się do Ikei. Sprawdziliśmy ofertę on-line, co nie dało nam wiele poza rozeznaniem się w cenach. Wybraliśmy niemal losowo jeden ze sklepów (wszystkie są daleko za to trzy w niemal idealnie takiej samej odległości). I zaplanowaliśmy wycieczkę na piątek. Akurat dobrze się nam ten dzień trafił, bo w czwartek było święto a w piątek uniwersytet miał dodatkowy dzień wolnego, zaś sklepy były normalnie otwarte.

Tu  jeszcze wstawię małą dygresję na temat handlu. Otóż narzekanie na zamknięte w niedzielę i po 18 sklepy było ciut bezpodstawne. 
Jest tu całkiem sporo sklepów nocnych (chodząc głównie po centrum po prostu nie trafiłam na nie wcześniej) a w niedziele i święta nikt nikomu pracować nie zabrania, w związku z czym część spożywczaków również jest otwarta. Hipermarket w tygodniu  też zamykają dopiero o 20, więc nie będąc ograniczonym do autobusów ma się znacznie więcej opcji. 

W końcu nadszedł piątek. Zapakowaliśmy Moyraka do samochodu i pojechaliśmy szukać szafy. 
Cieszę się, że wcześniej robiłam dużą szafę w Wieliczce. Rady, których wtedy udzielił mi specjalista zostały gdzieś w głowie i zmontowanie naprawdę funkcjonalnego zestawu nie było trudne. Dwie szafy na metr, jedna na pół, trochę półek, trochę wieszaków. Projekt całości zestawiłam w mniej niż 5 minut. Joshua zaakceptował. Znalazłam też rozkładane łóżko, które wcześniej Joshua wypatrzył on-line i małą ławę w bardzo korzystnej cenie. 
Pan przy okienku u którego załatwiałam dostawę mówił po angielsku a sama dostawa została zrealizowana w sobotę rano (całe szczęście, że Ikea jest szwedzka nie Belgijska, bo czekalibyśmy pewnie miesiąc).
Jedyny minus to brak frontów które wybrałam. Wymiana przy okienku na etapie załatwiania dostawy nie poszła idealnie i nie całkiem nam się to co mamy podoba. Ale wciąż jest do przeżycia. 

Sobota zeszła na skręcaniu mebli. Joshua skręcał, Moyra rozpakowywała. 




Sprawdzała czy zgodność z zamówieniem i czy niczego nie brakuje...

 Zbierała śmieci...

I pomagała przy montażu.

Później zadbała o odpowiednie rozdrobienie śmieci, żeby łatwo zmieściły się w koszu do recyklingu.

Na koniec wyczerpana ciężką pracą zasnęła.

Joshua musiał jeszcze poskręcać szafę, a w końcu ja zajęłam się układaniem w niej rzeczy. 
I tak zeszła nam sobota. Za to wieczorem mieliśmy już na czym siedzieć i gdzie położyć laptopa do oglądania filmu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy