Sprawy urzędowe, upał, trochę o Moyraku, o obsłudze konta w belgijskim banku i o przemiłych kelnerach w gródku w wąskiej uliczce.



Na początek musze się przyznać, że trochę zawaliłam. Czekałam, żeby załatwić Apostille dla naszego aktu małżeństwa i przegapiłam fakt, że mam tylko 8 dni na zgłoszenie przeprowadzki. Ups… (Pewnie dalej bym się za to nie wzięła, ale potrzebuję elektroniczne ID, żeby założyć internet. Po prostu moje papierowe potwierdzenie nie satysfakcjonuje dostawcy internetu. Jest wystarczające dla banku, ale co tam bank, prawda?)

Poszłam dzisiaj załatwić potrzebne formalności, po uprzednim sprawdzeniu, że Hotel de Ville (urocza nazwa na urząd miasta) pracuje w sobotę. Odpokutowałam z naddatkiem idąc w tym całym słońcu i upale tylko po to, by usłyszeć, że owszem w sobotę przyjmują, ale trzeba się wcześniej umówić. No dobra, pójdę w poniedziałek (oczywiście w czasie pracy). Z tego co mi powiedzieli, nie ma żadnych konsekwencji spóźnienia i nie wierzę, że mający czas na wszystko Belgowie załatwiają to jak należy. 
Jedyny problem jest taki, że odsunie się nam znowu montaż internetu. Minie do trzech tygodni zanim dostanę elektroniczne ID, którego wymaga operator. A później oczywiście będzie typowa dla operatora obsuwa. Pewnie zejdzie z półtora miesiąca. 
Zanim dostanę elektroniczne ID, czeka nas wizyta policjanta. Dzielnicowy przyjdzie w odwiedziny, żeby się przedstawić opowiedzieć o okolicy (haha), a przy okazji potwierdzić nasz adres. Pewnie przyjdzie w godzinach pracy i na pewno bez wcześniejszego umawiania się. Biedny, nie dość, że może się nie dogadać, (ja coś po francusku zaczynam, ale Joshua nie bardzo), to jeszcze zostanie obszczekany przez Moyraka. Przynajmniej nazwisko na domofonie jest już zmienione. (Tylko wciąż nie umiemy go obsługiwać i mimo, że ma tylko cztery przyciski nie udaje się nam otworzyć drzwi. )


Na nasze szczęście Moyra uspokaja się ze szczekaniem na sąsiadów. Ciągłe jej uciszanie przynosi efekty; Ostrzega o obcych, ale trwa to krócej. I bardzo dobrze, bo nie chciałabym blokować jej instynktu stróża, powstrzymując przed czymś, co jest dla niej naturalne.
(Przy okazji, ciociu: Najlepszą metodą na uciszenie psa który ujada na obcych jest pochwalenie go. To takie „Tak, dziękuję za to co robisz, już wiem i sama się tym zajmę.”)
Ze szczekaniem na przechodzących obok budynku ludzi też jest lepiej. Na początku byłam temu niechętna, ale w końcu zafundowaliśmy sobie matowe naklejki na okna. 
Wygląda to tak: 



I powstrzymuje ludzi przed zaglądaniem do środka i nawiązywaniem kontaktu wzrokowego z naszym hovawartem, co skutecznie go pobudzało do robienia dzikiej awantury. 

Jak już wklejam zdjęcia, to mam jeszcze coś. Sama nie rozumiem jakim cudem tyle się wyczekało, bo to totalnie porąbany patent jest. 
Otóż moja karta bankomatowa ma napisany nie tylko swój numer, ale i numer mojego konta i jeszcze jeden numer identyfikacyjny. 
Żeby zalogować się w banku potrzebny jest numer identyfikacyjny i numer karty. Następnie kartę wsuwa się do czytnika, tak, tego na zdjęciu! I wpisuje pin. Czytnik wyświetla w odpowiedzi ośmiocyfrowy numer, który z kolei trzeba przeklepać na komputerze. Dla osoby 
przestawiającej cyfry – masakra. 


Poza tym nie ma szans zalogować się do konta bez karty i czytnika, a kartą nie da się płacić za zakupy internetowe (chyba że czasem na belgijskich stronach jest specjalna po temu opcja, ale ona również wymaga użycia czytnika). 

Serio, nie wiem jak jeszcze można to skomplikować. 

Moyrak po antybiotyku stracił apetyt, więc poszłam do apteki po probiotyk dla niej. Co mnie ujęło – w aptece jest półeczka weterynaryjna! Niestety psich probiotyków nie mają. Zużyliśmy ostatnią tabletkę z Polski, dalej będzie dostawać ludzkie. Znaczy takie dla ludzi. Dziury na tyłku Moyraka ładnie się goją, ogon sklęsł, a po gorączce nie ma już śladu. Za ro nasze suczydło pięknie nauczyło się, gdzie są trzymane jej gryzaki. Pan idący w stronę pomieszczenia na pralkę natychmiast podnosi ją na łapy. 

Jedyne co jest niefajne, to niedobór psich pyszności. Kończą się twarde gryzaki od naszych vetek, a nic na zamianę nie znalazłam. Trzeba będzie zrobić duże zakupy w Zooplusie. Przynajmniej tam mają prawie wszystko to co w Polsce. 


Dziś znów wyszło nam prawie 3 mile wieczornego spaceru. (Wciąż nie przestawiłam telefonu po powrocie z US). Trochę po połowie Moyra chciała pić, a wszystkie sklepy w okolicy były zamknięte (21:20) więc zatrzymaliśmy się w jednym z ogródków. Zanim zdążyliśmy zamówić wodę dla niej, kelner pojawił się z michą. To było naprawdę super. Moyrak też docenił, bo nawet nie warknęła. Wyżłopała pół na starcie. Plus dla Belgów.  
















Komentarze

  1. Ależ Moyra wyrosła! A pamiętam, jak miała tylko dwa metry w kłębie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pamiętaj, że oficjalnie jest średnim psem i waży tylko 29.5 kg.

      Usuń
    2. A średnio ona i ja mamy po trzy nogi. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy