Nie dogadały się

Skąd ja wiedziałam że tak będzie? 
Przyjechaliśmy na umówione miejsce punktualnie, Florence i Heidi już czekały. Powitanie wyszło dobrze, dziewczyny obwąchały się na smyczach i były nastawione pokojowo. Niemal przyjaźnie.
Początek spaceru również był na smyczach, więc miały okazję poczuć się bardziej zaznajomione. W lesie postanowiliśmy je odpiąć. 
I mimo, że Moyra miała wcześniej spacer w mieście oraz wybiegała się za piłkami w parku, kiedy znalazła się w lesie, luzem i w towarzystwie innego dużego psa delikatnie mówiąc odbiła jej palma. Wzięło ją na zabawy. 
Heidi już z zabaw wyrosła. Warknęła więc ostrzegawczo, żeby powstrzymać młodzieńcze szaleństwo Moyraka. Tylko że warknięcie nie zrobiło na naszym Hellpuppy najmniejszego nawet wrażenia. Z typowym dla siebie nastawieniem „no i co mi zrobisz?” naskoczyła na Heidi ponownie.
Tu należy wyjaśnić, że w swoim dotychczasowym życiu Moyra nie często spotykała silniejsze psy. Stado trzech rottweilerów poznała, kiedy miała 4 miesiące i od początku darzyła szacunkiem na tyle dużym, że nie próbowała zaczepiać ich do zabawy.  Tak samo ośmioletnią Fuldę. Poza tymi czterema psami, z którymi bawić się nie próbowała, nikt nie miał do niej startu. Większość była mniejsza (więc Moyrak od pewnego wieku był nadzorowany), młodsza, lub uległa. Młody bernardyn, choć był o dobre 15 kg cięższy to w ogóle nie miał nic do powiedzenia, Moyra robiła z nim co chciała, a on ją uwielbiał. Zaprzyjaźnione goldeny akceptowłay jej szalony i mało subtelny styl zabawy i też wybaczały jej najdziksze harce. Ale Heidi nie jest goldenką. Dlatego ułamek sekundy po drugiej zaczepce była już na Moyraku przytrzymując ją zębami za tyłek. Niestety to nie była szczęśliwie wybrana lokalizacja, a Moyra wcale nie zamierzała odpuścić.  I chwilę później Moyrakowe zęby znalazły się na karku Heidi.
Wszystko to trwało pewnie kilkanaście sekund. Do tego momentu z całkowitym spokojem obserwowałam co się dzieje. Było dużo warkotu, trochę kotłowaniny i dużo kłapiących zębów, które mocno zniechęcały do ingerencji państwa, ale poza tym nie było żadnych szkód, ani nawet intencji by takowe poczynić. W momencie, kiedy Moyrak miał szansę zdobyć przewagę, Heidi uznała, że delikatne karcenie to za mało i zacisnęła zęby mocniej.  Moyra pisnęła, Joshua natychmiast chwycił Heidi za szelki, ja złapałam Moyrę. I było po wszystkim. Sprawdziliśmy wytarmoszone okolice, Florence wyjęła Heidi z pyska Moyrakową sierść. (Nic dziwnego, Moyra wściekle się leni) Wszystko było w porządku. Reszta spaceru przebiegła spokojnie. Moyra szła na smyczy, Heidi luzem. Relacje między dziewczynami były zupełnie poprawne. Kilka razy Heidi polizała Moyraka po pysku. Podejrzewam, że puszczona ze smyczy Moyra wiedziałaby jak się zachować i wszystko byłoby dobrze, ale Florence nie była taka chętna do dalszych prób, więc odpuściłam.
Umówiliśmy się z Florence na spotkanie na klubowej wystawie hovawartów w poniedziałek. 
Moyra i Heidi na koniec spaceru.

W sobotę poszliśmy a targ staroci: Samochodem do Jambes, a stamtąd pieszo na targ: Joshua poszedł badać starocie, a my z Moyrakiem spacerowałyśmy wzdłuż Mozy.
Później wszyscy razem zrobiliśmy sobie długi spacer.

Cały dzień wszystko było w porządku, Moyra chciała bawić się z psami, nawet jakiegoś pogoniła. Dzień upłynął leniwie. 


 Wieczorem zrobilismy sobie spacer wzdłuż Mozy.




W poniedziałek miała być wystawa. Zabrałam Moyrę do parku na poranne wybieganie, ale coś było nie tak: W samochodzie mała za nic nie chciała usiąść. Nie chciała też biegać, a to już podejrzane. Od razu zapakowałam ją do samochodu i wróciłam do domu i zaczęłam badać. Ogon był opuchnięty i bolesny.
Czyli jednak piśnięcie w czasie bójki z Heidi nie było na wyrost.
Znaleźliśmy otwartą lecznice, ustaliliśmy, że wet mówi "a little" po angielsku i pojechaliśmy. 

Dogadanie się po angielsku faktycznie było możliwe, choć czasem musieliśmy szukać prostego słownictwa. Zapamiętać imion wetów mi się nie udało, ale to nic, bo wet przepisując moje z Moyrackiego paszportu, wpisał „Elsa”. Nie wiem jak to zrobił. Pewną wskazówką jest to, że przyznał, że obstawiał, że jesteśmy Niemcami.
Po wygoleniu części sierści okazało się, że na ogonie i w mięśniu pośladkowym Moyry są dwie dziury na kształt i rozstaw hovawarckich kłów. Zrobił się stan zapalny, a dalej wszystko już jasne.
Moyrak dostał antybiotyk, lek przeciwzapalny i zwolnienie z WF-u na kilka dni a, my rachunek.

Oczywiście z wyjazdu na wystawę nic nie wyszło. Niecanitarne byłoby ciągnięcie psa 3 h samochodem tylko po to żeby się pokazać. Ale pewnie przynajmniej kilka osób o nas usłyszało.
Kolejną korzyść odniósł mój szef, który poprosił mnie, żebym przyszła do pracy pomóc z pisaniem wniosku grantowego. Poszłam. W końcu mam być jednym z koordynatorów naukowych, wypada coś napisać.

Dziś Moyra czuje się już lepiej. Podnosi ogon, siada i nawet wyciągnęła nas na dłuższy spacer z bieganiem za piłką. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modowe zawirowania i impreza u pani ambasadorki.

Post zbiorczy na różne tematy

Szukania pracy ciąg dalszy