O tym, jak w sklepach zabrakło jedzenia i mały update.

Protest rolników zaczął się od najazdu na centrum Brukseli. Jak zwykle musiała być zadyma, wiejskie bydło zablokowało drogi, rzucało jajkami i paliło cokolwiek im wpadło w łapy. Szczerze mówiąc, jak bardzo jestem za demokracją, oraz za prawem do protestowania, to za takie akcje karałabym bez litości. Naprawdę, nie tak trudno ustalić kto palił opony i po fakcie, kiedy już nie będzie groźby rozróby, wyciągnąć konsekwencje? Jeden z drugim zabuli gigantyczną karę, to następnym się odechce. Protest? Spoko, ale na cywilizowanych zasadach. Przecież tam chodzą, pracują, a dalej także mieszkają ludzie, a ci używają broni masowego rażenia, bo im się coś nie podoba. Przecież te kłęby czarnego gryzącego dymu unosiły się nad miastem przez długie godziny. W pewnym momencie działania rolników przybrały formę terroryzmu wewnętrznego, bo ciężko inaczej nazwać blokowanie centrów dystrybucji żywności. W niektórych sklepach półki wyglądały w sobotę tak jak w naszym Colryucie. Zero, dosło...