Jakby było mało: Cairngorms, znowu!

Kolejnego dnia ruszyliśmy znów na południe z zamiarem powrotu i wdrapania się na Cairn Gorm. Niestety prognoza pogody nie miała dla nas litości: wiatr do 60 km/h i ulewny deszcz znów wykluczyły nam tą wycieczkę. Z resztą temperatura też spadła i Ewa stwierdziła, że nawet jeśli kolejnego dnia nie będzie lało i wiało, to na podejście na 1200m to my jednak nie jesteśmy przygotowani, biorąc pod uwagę nasze skromne okrycia wierzchnie. No, ale w końcu jechaliśmy na zwiedzanie i urlop, pakując się jakoś nie kojarzyłem tych określeń ze wspinaczką górską... W zastępstwie wybraliśmy wejście na Meall a' Bhuachaille, jakkolwiek się to wymawia, który ma "tylko" 810m npm i wg mapki ca. 300m w górę na podejściu. No, nie wiem. Prawie wypluliśmy płuca, głównie ja, bo Ewa na sterydach, a wiatr był taki, że na górze trzeba było stać pod kątem i trudno było utrzymać aparat żeby zrobić jakieś zdjęcia. Piesa najpierw dała się siedzącym na szczycie t...