W końcu gdzieś się ruszyliśmy

Ostatnio mocno zasiedzieliśmy się w domu. Faktem jest, że żadnego z nas nie ciągnie zbytnio do ludzi. Jakoś nie odczuwamy potrzeby przebywania w tłumie. Nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy w jakiejś knajpie, czy restauracji. No dobra, to było tylko takie wyrażenie. Oczywiście, że pamiętam. Na piwo i frytki poszliśmy ze dwa razy jeszcze w Namur, w sierpniu 2018 roku, a podczas zeszłorocznej wizyty w Leuven we wrześniu zjedliśmy sushi w restauracyjnym ogródku. Jakieś dwa tygodnie temu Joshua trafił na informację, że w Luik jest wystawa na temat prac Da Vinciego i postanowiliśmy się na nią wybrać. Trochę nie tego się spodziewaliśmy, ale i tak było ok. O ile techniczne możliwości prezentowania eksponatów są obecnie fantastyczne, to co do ich wykorzystania mam pewne uwagi. Jak dla mnie było zdecydowanie zbyt głośno i zbyt jasno. Elektroniczny przewodnik trzeba było trzymać przed sobą, bo nie było mowy o przyłożeniu słuchawki do ucha, a nagrania odsłu...