chroniczny brak czasu
Właśnie kiedy myślałam, że przywykłam do tutejszego stylu życia, przestaliśmy sobie w nim radzić.
To znaczy radzimy sobie, ale z dużą dawką irytacji.
Od kiedy Joshua pracuje na pełny etat, widujemy się wieczorem, a zakupy robimy prawie wyłącznie w weekendy. Te wiecznie pozamykane sklepy doprowadzają mnie do furii. Serio, to jest chore.
Jeśli uda mi się wyjść wcześniej, mam jeszcze Aldi na szybkie zakupy w stylu pieczywo. Ale przy normalnym dniu pracy - nie ma szans.
Do pracy jeżdżę samochodem. Nie zyskuję ani minuty, ale przynajmniej nie wdycham dymu z papierosów (przeważnie, bo czasem jakieś skurkowane bydło studenckie wychodzi sobie do garażu zapalić, ale idąc pieszo nigdy nie jestem w stanie uniknąć palących pod sklepami i przy dworcu). Szczerze mówiąc, te papierosy mnie dobijają. Powietrze jest czyste, ale moja astma ma się świetnie, dlatego, że tutejsi uwielbiają truć siebie i innych.
Mam nadzieję, że w innych miastach jest trochę lepiej, bo mimo tych kilku drobiazgów już nie zależy mi, żeby się stąd zbierać zaraz po zakończeniu projektu. No, może trochę bardziej na północ. Może na obrzeża Brukseli? Tak na dom z ogrodem i drugiego psa. Albo do Antwerpii?
Przyznam szczerze, że na Mikołaja chciałam anomalii pogodowej, takiej, żeby na tydzień w Belgii był mróz i ze 20 cm śniegu.
Wszystko by pozamykali, do pracy chodziłabym tylko na tyle ile trzeba... I można byłoby siedzieć w domu, pić herbatę ze śliwowicą i nareszcie odpocząć. No i byłby śnieg!
Jednak półtora roku bez wakacji to ciut długo.
Tymczasem zakończyłam oficjalnie pierwszy projekt. Tak naprawdę to zrealizowałam zaledwie jedną z jego trzech części. Może mogło być lepiej, a może nie. Tak czy inaczej mamy piękne nanocząstki o wielkości 50 nm, a także wszystkich innych jakie sobie wymarzymy.
Równiutkie prawie idealnie kuliste. Na tym etapie projekt przejął Ludovic. Przesympatyczny Belg mówiący świetnie po angielsku. Jedna z dwóch osób w labie z którymi mam bardziej kumpelskie układy.
Co prawda Ludovic wciąż przychodzi po rady i pomoc w interpretacji, ale bardzo mnie to cieszy, bo chciałabym wiedzieć co się dzieje w projekcie a w dalszej jego części moja pomoc może być bardzo użyteczna. (Będą działać z przeciwciałami, w czym ja mam rozeznanie, a Ludovic nie. Gdybym wcześniej ja dostała pomoc kogoś, kto zna się na nanocząstkach, zaoszczędziłabym kupę czasu.)
No i zdecydowanie wolę takie podejście niż Carmen, która uznała że wie lepiej i zmarnowała 3 tygodnie mojej pracy. Minęły dwa lata, aja wciąż jej to pamiętam!
Tymczasem ja dostałam nowe koleżanki.
Na razie do ćwiczeń, zanim dostane tymczasowe pozwolenie na pracę z myszami.
Otóż kurs, który da mi pozwolenie na znacznie większy zakres prac już trwa, ale egzamin jest dopiero w czerwcu. A do czerwca ja muszę już mieć sporą część pracy na myszach za sobą.
Ponieważ jestem zbyt delikatna, ostatnio dostałam inny szczep myszy, Wredny i agresywny. Pomogło. Przestałam się bać używać ciut więcej siły :)
Mimo to jedna zaraza mnie dziabnęła w palec. Ale było po równo, bo ja jej wbiłam igłę w brzuch. (Ćwiczę podawanie zastrzyków dootrzewnowych. W ten sposób będę je znieczulać do zabiegów).
Dostałam tez komórki. Pierwsze nie chciały roznąć. Drugie rosły pięknie aż "się" zakaziły.
Źródłem zakażenia okazała się pożywka, która co prawda przewędrowała z jednej półki na drugą, ale nie przypuszczałam, ze ktoś ją otworzył przy okazji, a sądząc po tym jak szybko przybyło mi w hodowli innych rodzajów życia, to chyba właśnie musiało mieć miejsce. Tak czy inaczej używał owej pożywki, a dzień później komórki poszły do ubicia. Konsekwencją tych wydarzeń było najpierw wyrażenie mojej opinii (częściowo po poslsku) na temat czystości laboratorium poszanowania pracy innych, odpowiedzialności i poziomu inteligencji niektórych współpracowników, a później częściwe przeorganizowanie układu rzeczy w lodówce i podzielenie inkubatorów: jeden do hodowli, drugi do doświadczeń i wszystkiego innego). Czeka mnei jeszcze porzeprawa odnośnie wyłaczania lampy UV "bo to szkodliwe". "No jest szkodliwe, więc poczekaj 20 min z pracą. Ja czekam, jak Ty siejesz w powietrzu suchymi nanocząstkami, albo ultradźwiękami. One też są szkodliwe."
Odbyło się tez wielkie sprzątanie, mimo wszystko... mam pewne wątpliwości co do dalszych losów moich hodowli.
Tak to jest, jak che się robić biologię na fizyce.
W Namur robi się świątecznie (cokolwiek to znaczy). Przy +12 stopniach, deszczu i w szarości nawet ozdoby świąteczne wyglądają trochę wybrakowanie.
Może to dlatego gdzieniegdzie na ulicach rozwinęli czerwone dywany? Jak juz nei może być biało, niech będzie kolorowo :)
Moyrak zaczął się lenić, więc błogosławię wynalazcę roomby. Ja siedze i pisze bloga a sypialnia się odkurza. Później przyjdzie czas na przedpokój. tylko z dywanem zakłaczonym Moyrakową sierścią roomba nie daje rady. Ale na to mam naszą 1/4 odkurzacza.
Piszę 1/4 bo kto to widział, żeby w połowie odkurzania przerywać na czyszczenie zbiornika a czas pracy limitowała (do około 20 minut) bateria? Ale trzeba przyznać, ze mały jest, poręczny i skuteczny, więc nie narzekam.
Aha. I znów zaczęliśmy ćwiczyć handling, czyli psie prezentowanie się na wystawy. Trzeba zwiększyć kolekcję medali ( a może pucharek dołożyć?) na Moyrakowej półeczce chwały.
Piszę 1/4 bo kto to widział, żeby w połowie odkurzania przerywać na czyszczenie zbiornika a czas pracy limitowała (do około 20 minut) bateria? Ale trzeba przyznać, ze mały jest, poręczny i skuteczny, więc nie narzekam.
Aha. I znów zaczęliśmy ćwiczyć handling, czyli psie prezentowanie się na wystawy. Trzeba zwiększyć kolekcję medali ( a może pucharek dołożyć?) na Moyrakowej półeczce chwały.
Komentarze
Prześlij komentarz