Co mi się tu podoba
Pisałam o wadach Belgii i Namur jako kraju i miasta do zycia. Żeby uniknąć oskarżeń o typowo polskie narzekanie, dziś będzie o zaletach.
1. Życzliwość ludzi. Taka zwykła, prosta życzliwość. To, że obcy powie „Bonjour”, że się uśmiechnie zamiast patrzeć bykiem. Ludzie są dla siebie uprzejmi i pomagają sobie: W sobotę u fryzjera jakaś dziewczyna zaoferowała, że przetłumaczy z angielskiego. A była jedną klientką oprócz mnie. Przypomniałam sobie jak mniej-więcej pół roku temu dwie Holenderki w pełnym ludzi tramwaju w Krakowie czekały aż się do nich dopcham przez pół pojazdu bo nikt inny nie chciał im pomóc kupić biletów w tramwajowym automacie. Ot, nagle nikt po angielsku nie mówił.
Co chwilę zaczepia nas ktoś na ulicy pytając o Moyraka. Już sobie zostawiłam w telefonie otwartą zakładkę z opisem rasy po francusku, bo oczywiście samo Hovawart nic im nie daje, a ja nie umiem wytłumaczyć. Zawsze jest bardzo sympatycznie i miło. Nawet kiedy Moyra wyrazi swoją dezaprobatę z powodu nadmiary uwagi.
2. To, że każdy może być sobą. Niezależnie w jakim mówi języku, jaki ma kolor skóry i czy nosi religijnie uwarunkowane nakrycie głowy, nie musi się obawiać, że tylko z tego powodu zostanie zwyzywany, albo ktoś go pobije. Owszem, zażartowaliśmy kiedyś, że zostaniemy tu rasistami, bo niektóre aspekty multi-kulti są dla nas ciężkie do zaakceptowania. (Np. rzucanie śmieci, choćby to był paragon ze sklepu, na parapet naszego okna i to kiedy jedno z nas w tym oknie stoi!) Ale za samo podejście do innych ludzi, w tym przyjezdnych, Belgów szanuję. W końcu my też jesteśmy tu obcy. Nikt nigdy nie dał nam tego odczuć.
3. To, że nie ma sztywnej hierarchicznej struktury w pracy. Że szef jest człowiekiem, nie prawie bogiem, z bezpośrednią przełożoną jestem na ty, do szefa wszyscy zwracają się przez grzecznościowe „vous”, ale już o nim, nawet kiedy jest obok, mówią po prostu „Stephane”.
4. To, że jest tak pięknie: klimatyczne wąskie i kolorowe uliczki, knajpki, stoliki na skrzyżowaniach tych uliczek, cytadela, park przy cytadeli, spacerniki nad rzeką i sama okolica miasta.
Miasto zbudowane jest na wielu poziomach, niekiedy stromiznach. To, co dobijało mnie na początku, przy szukaniu mieszkania, teraz jest zaletą. Jest tu po prostu śliczne tak w mieście jak i w okolicznych wioskach czy miasteczkach. Człowiek czuje się tu zwyczajnie szczęśliwy tym codziennym szczęściem bez powodu.
5. To, że tu nie ma 30 metrowych mieszkań. Nasze 85 m należy do mniejszych. Owszem, są mniejsze typu studio, ale te wynajmują studenci i single i zazwyczaj na krótki czas. Ale nie ma tak, że rodzina z dwójką dzieci, gdzie dwie osoby pracują i to nie za najniższą pensję, ma jeden mały pokój, kredyt na 30 lat i jeszcze się z tego cieszy.
6. To, że nie ma tyle stresu w codziennym życiu. Pewnie po części dlatego, że wszystko może być jutro. Albo za tydzień… :)
Mniejsza o przyczyny, faktem jest, że żyje się spokojniej.
Mniejsza o przyczyny, faktem jest, że żyje się spokojniej.
7. To, że z wciąż przecież kiepskiej pensji postdoca można wyżyć we dwójkę i nie martwić się co będzie jutro. (W polsce większośc postdoków zarabia minimalnie powyżej 2000 pln. No ro spróbujcie wynająć za to mieszkanie i przeżyć.)
8. Muszę to napisać po mieszkaniu w Krakowie na Bochenka: To, że każdy ma swoje miejsce parkingowe. Tak po prostu. Z resztą w mieście na płatnych parkingach też przeważnie znajdzie się miejsce, a pierwsze 30 minut jest za darmo – co również jest bardzo przyjazne dla mieszkańców.
W ogóle organizacja ruchu jest tu fajnie pomyślana. Nikt nikogo nie próbuje ukarać za to, że śmiał kupic samochód i chce nim jeździć. Owszem, przejazd przez miasto na wprost jest niemożliwy. Z jednego końca na drugi albo bierze się autobus, albo rower. A jak ktoś chce jechać samochodem to musi wyjechac z centrum i jechać dookoła. Ale się da.
W ogóle organizacja ruchu jest tu fajnie pomyślana. Nikt nikogo nie próbuje ukarać za to, że śmiał kupic samochód i chce nim jeździć. Owszem, przejazd przez miasto na wprost jest niemożliwy. Z jednego końca na drugi albo bierze się autobus, albo rower. A jak ktoś chce jechać samochodem to musi wyjechac z centrum i jechać dookoła. Ale się da.
Podsumowując: jakość życia jest po prostu lepsza. W pracy nie liczę każdego grosza, jak czegoś trzeba, to kupuję. W Polsce zastanawiałabym się 3 razy i z wielu rzeczy bym zrezygnowała.
Owszem, wciąż zdarza nam się pomyśleć, że coś było lepsze w USA, niektóre rzeczy podobały się nam tam bardziej (Choćby dostarczanie przesyłek). Ale po pewnym czasie każde miejsce się idealizuje. Już zdążyłam zapomnieć, jak było przegwizdane w US, kiedy nie miałam historii kredytowej i SSN. Być może gdyby nie papierowe, wydawane od ręki prawo jazdy u USA, teraz nie miałabym oczekiwań, że elektroniczne ID dostanę od ręki. Przecież w Polsce też trzeba czekać na dokumenty i głupie wydanie dowodu osobistego trwa ze dwa tygodnie. Ile czekają obcokrajowcy? Pewnie dłużej.
Nie wiem jeszcze czy mogłabym tu zostać na dłużej. Ale coraz mniej kategorycznie mówię że nie. (Oczywiście gdyby się dobra praca trafiła).
Komentarze
Prześlij komentarz