Kumulacja pecha
Mieliśmy dziś jechać na dwudniowe szkolenie połaczone z imprezą dla "mantrailerów", jak nas ładnie nazwał Roger. Opłaciliśmy pobyt na wiejskiej farmie, pogoda jest dobra. Mieliśmy, ale nie wyszło: Moyra ma ranę po zabiegu w takim miejscu, że szelek nie założy i z tropienia nici. Chcieliśmy jechać i kupić inne, ale okazało się, że to nie jedyny problem. Ledwo co auto było w serwisie na konieczne wymiany, zostało dokładnie sprawdzone, zrobiliśmy 3000 km w kilka dni. Jeszcze następnego dnia zawiozłam komórki na uczelnię. A kolejnego (w piątek) coś zaczęło chrobotać kiedy dojeżdżałam na uczelnię. Wracałam powoli, wsłuchując się w odgłosy, ale wszystko było ok. Fakt, w dużym ruchu mogłam nie usłyszeć. Dziś rano spakowaliśmy Moyraka żeby jechać po szelki. Nawet nie wyjechaliśmy z "Herbacianej" (nasza ulica to Boulevard d'Herbatte). Dźwięki dobiegające z zawieszenia skutecznie nas zniechęciły do jazdy nawet na niewielką odległość. Na miejsce spotkania nie dojedziem...