Posty

Praca

Obraz
Trochę zaniedbałam pisanie, ale sporo się dzieje. Kurs mnie rozkłada. Powiem to z całą stanowczością: niderlandzki jest trudny. Na drugim poziomie wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Sklecenie jednego zdania wymaga dwie minuty zastanawiania się jak to zrobić poprawnie.  Pytania tworzy się na trzy sposoby i tylko jeden zawsze jest poprawny. Zdania złożone to kolejny poziom wtajemniczenia. A na to dochodzą różne czasy, bezokoliczniki i wyrażenie rzeczy, które u nas wyraża się  przy pomocy jednego słowa, a w niderlandzkim - zmianą konstrukcji całego zdania na to wszystko czasowniki rozdzielne, które nie zawsze się rozdziela i trzeba wiedzieć gdzie ich poszczególne części umieścić w zdaniu.  Moje podejście do wkuwania jest niezmiennie olewackie, więc zawsze jestem do tyłu, a dzień przed "kolokwium" wkuwam wszystko hurtem. Teraz mieliśmy tydzień wakacji. Miałam wszystko ponadrabiać, ale... dostałam pracę! A to oznacza, że musze przerwać kurs. Stwierdziłam więc, że będę nadra

Jesień, Drugi poziom, nowe dane od optyka

Obraz
Zrobiło się chłodniej. Przez większą część czasu pada. Niby jest około 15C a ja marznę. Musieliśmy zacząć grzać w domu.  Josh znalazł ogłoszenie na 2dehande: do oddania pigwowiec japoński. Trzeba tylko go sobie wykopać. Dwumetrowy, więc wydawało się, że powinien mieć jakiś fajny pieniek. Niestety... Zamiast pnia są półtoracentymetrowe witki. Na bonsai się nie nadaje. Ale i tak go wzięliśmy. Josh nieźle się namęczył z wykopaniem. Na szczęście jego specjalistyczna łopata daje radę. Z braku odpowiednio ogromnej donicy na razie wkopaliśmy go w ogrodzie przed domem. Ale wiosną przeniesiemy go do donicy, bo wykopywanie jak znów zapuści długie korzenie nam się nie uśmiecha. No i może jednakspróbujemy zrobić z tego bonsai.  Odnośnie reszty drzewek, bougenvillea przekwitła, więc bardzo mocno ją przycięliśmy. Ponieważ nocami może być dla niej za zimno, postawiliśmy ją, razem z grewią, na półce pod lampą.  Zaczęłam niveau 2 kursu niderlandzkiego. Teraz już tylko 3 h dziennie. Na moje szczęście op

I po kursie...

Obraz
W środę i czwartek były egzaminy Nie poszło mi. O 98% mogłam sobie pomarzyć. Nie wiem jak oni robią skalę, bo 77% oceniane jest na bardzo dobrze, powyżej - doskonale. Chyba nie zdarza się, żeby kursanci zdawali bez błędów.  No tak czy inaczej z czytania mam ocenę doskonała, z pozostałych bardzo dobre. Być może pisanie wyciągnęłabym wyżej, ale naprawdę było mało czasu. Napisałam na styk, ale spisałam faktycznie całe półtorej strony.  Tu dowód na to, jak miło czuję się próbując mówić po niderlandzku we Flandrii.  Karteczka głosi: chętnie udzielimy wszelkiej pomocy W JĘZYKU NIDERLANDZKIM.  Któregoś dnia ulało się pracownikom poczty... Ja im się nie dziwię, mnie dosłownie trzepie  jak słyszę francuski.  Tak czy inaczej mam certyfikat. Znajomość języka na poziomie A2. Obiecuję sobie, że przez następne 6 tygodni zrobię kolejny poziom ale jakoś w to nie wierzę. Wiecie, jak jest z motywacją u ADHDowców.  Napisałam dziś do Pietera, mojego opiekuna z VDAB, że chcę z nim pilnie rozmawiać. Raz, ch

Z pamiętnika bezrobotnej.

Obraz
  Jakiś czas temu Pieter kazał mi przyjechać do Vilvoorde podpisać papiery kierujące mnie na kurs niderlandzkiego.  We wszystkich rządowych jednostkach, w tym w szpitalach rejestracja odbywa się na podstawie elektronicznego ID, czyli karty z chipem.  Kurs zaczął się w sierpniu. Próbowałam swoich sił - wszak dogaduję się coraz lepiej - by dostać się na wyższy poziom ale mi się nie udało. Trochę lipa, bo zawaliłam test, robiąc go na czas. Ot, wciąż mając w głowie wzorce egzaminowania na studiach farmaceutycznych patrzyłam na pasek czasu odliczający do 80, który przesuwał mi się szybciej, niż liczba zrobionych zadań i założyłam, że musze się spieszyć.  Tak czy inaczej chodzę grzecznie na kurs, który daje mi nieprawdopodobnie w kość i to mimo, że prawie nie musze się uczyć! Prawie, bo jednak zawsze znajdzie się coś nowego no i są zadania domowe.  Wstaję 6:10 więc jak dla mnie to w środku nocy i chyba to jest najbardziej wykańczające. Zabieram Moyrę na spacer, żeby Josh nie musiał zasuwać z

Niespodziewana wizyta, surrealistyczne wrażenia i rurka w oku

Obraz
Nie wiem, czy wiecie, ale mam przyrodnią siostrę. Mamy wspólnego ojca.  Long story short przez jakiś czas w ogóle się nie kontaktowaliśmy, gdyż relacje Katarzyny z biologicznymi rodzicami i w ogóle wszystkimi "dorosłymi", którzy mieli wpływ na Jej dzieciństwo były bardzo złe, żeby nie powiedzieć, że ich nie było. Katarzyna wyjechała do Francji zaraz po szkole średniej i została tam na stałe. Jej pierwszy mąż umarł na raka, zostawiając jej galerię sztuki, ona sama pracuje jako prawniczka (skończyła studia na Sorbonie).  Miałyśmy próbę kontaktu kilkanaście laty temu, ale nie wyszło za dobrze. Każda z nas widziała w ojcu zupełnie innego człowieka i jakoś nie byłyśmy w stanie się dogadać.  Aż pewnego dnia sytuacja się zmieniła. Po urodzeniu syna Katarzyna zaprosiła do swojego życia obydwojga moich rodziców. Zaczęli rozmawiać przez Whatsapp, później rodzice odwiedzili ją, jej męża i małego Maksymiliana we Francji i... Nagle ojciec przestał być takim złym człowiekiem, a moja mama o